10 rzeczy, które musisz zrobić w Mediolanie

1. Wejście na tarasy Duomo

Kiedy ktoś powie Mediolan, to Duomo jest pierwszą rzeczą, która staje nam przed oczami. Podczas wizyty w tym mieście obowiązkowo trzeba zrobić sobie zdjęcie na tle Katedry Narodzin św. Marii, która jest jednym z największych kościołów na świecie (157m/93m). Warto zdecydować się na zwiedzanie jej dachu, na który można wejść schodami lub wjechać windą. Znajdziecie tam przepiękne widoki miasta, a przy dobrej pogodzie może nawet uda Wam się zobaczyć Alpy.

IMG_0001

Wskazówka: duomo po włosku oznacza katedrę, więc nie popełniajcie błędu jak dziennikarze, którzy mówili na placu majdan, kiedy to owe słowo oznacza plac w języki ukraińskim. Albo mówcie katedra, albo duomo. 

IMG_9462

Wejście na tarasy jest darmowe dla dzieci do 6 roku życia, między 6 a 12 kosztuje 4€ – wejście schodami, 7€ – wjazd windą, powyżej 12 roku życia to koszt odpowiednio 8€ i 13€. Są one otwarte każdego dnia między 9 a 19 (sprzedaż biletów kończy się o 18).

IMG_5789

IMG_5765

2. Przechadzanie się między ekskluzywnymi butikami w Galleria Vittorio Emanuele II

Jest ona jednym z najstarszych centów handlowych na świecie. Budowa trwała od 1865 do 1877 roku. Nosi ona imię Vittorio Emanuele II, który był pierwszym królem zjednoczonych Włoch (pełnił tę funkcję od marca 1861 do stycznia 1878 roku). Jej wygląd zapiera dech przede wszystkim ze względu na samą konstrukcję i wykończenie. Drugorzędne są tu doznania estetyczne związane z wystawami butików takich domów mody jak: Prada, Louis Vuitton, Giorgio Armani, Versace, Gucci. Fani motoryzacji znajdą nieopodal sklep Ferrari.

IMG_2542

IMG_2539

IMG_2534

Wskazówka: na mojej liście pominęłam Teatro alla Scala, w którym znajduje się jedna z najsłynniejszych na świecie scen operowych, mieści się on nieopodal La Galleria.

3. Panzerotto w Luini

Panzerotto, to jedno z przepysznych włoskich dań. Są to jakby mniejsze wersje calzone, zatem w wielkim uproszczeniu pierogi zrobione z ciasta na pizzę. Zdecydowanie polecam spróbować ich w Luini, która jest piekarnią założoną w 1888 roku. Jeden z ich oddziałów znajduje się nieopodal Duomo oraz La Galleria. Stanowczo zachęcam do zrezygnowania z hamburgerów w światowych siecówkach fast-foodów na rzecz panzerotto.

IMG_2549

Wskazówka: Luini jest otwarte w poniedziałki od 10 do 15, a między wtorkiem i sobotą od 10 do 20. Koszt jednego panzerotto spokojnie wystarczającego na mały głód podczas zwiedzania, to około 2,5€, na nieco większy głód polecam zakup dwóch. Do wyboru są opcje różnego nadzienia w dwóch wariantach przygotowania: smażone na głębokim oleju oraz pieczone.

IMG_2552

4. Lody w Cioccolati Italiani

Nieopodal Luini znajdziecie doskonałą lodziarnię. Nie ma co się rozpisywać nad tym punktem. Po prostu w Cioccolati Italiani znajdziecie najpyszniejsze lody w Mediolanie, może nawet we Włoszech, a kto wie czy nie na świecie. Jest to zdecydowanie obowiązkowy punkt do zaliczenia.

IMG_2545

Wskazówka: na zdjęciu poniżej moja ulubiona z ich gotowych propozycji (możecie także stworzyć całą kompozycję sami) – Happy Cone, 4,5€.

IMG_2569

5. Piknik w Parco Sempione

Parco Sempione, to moim zdaniem najpiękniejszy park w Mediolanie. Znajdziecie tam dużo miejsca do rozłożenia się w niemal samym centrum miasta i delektowania się pięknem przyrody. Wielu Mediolańczyków spędza w nim aktywnie czas grając w piłkę nożną, koszykówkę, bawiąc się ze swoimi psami czy ćwicząc na małej zewnętrznej siłowni. Do tego znajdziecie tam również wiele osób, które po prostu odpoczywają słuchając muzyki, czytając książki czy po prostu traktują ten park jako idealne miejsce do spotkań towarzyskich. W alejkach spotkacie przepiękne drzewa i krzewy, które często są podpisane swoim gatunkiem. Ponadto znajdziecie tam także mały akwen wodny, w  którym żyją całe rodziny kaczek.

IMG_2512

Na zdjęciu poniżej widać Arco della Pace – łuk triumfalny, który jest jednym z największych zabytków klasycystycznych w Mediolanie. Został wzniesiony na cześć pokoju między narodami europejskimi, który został osiągnięty na Kongresie Wiedeńskim.

IMG_6103.jpg

Wskazówka: Nieopodal znajduje się Castello Sforzesco – zamek Sforzów zbudowany w połowie XV wieku. Jest on wzniesiony na planie kwadratu z ładnym dziedzińcem w środku, otacza go mur, posiada suchą fosę w której często grasują koty. Są to jedyne koty wolnożyjące jakie spotkałam w Mediolanie i są oczywiście pod opieką. Na Piazza Castello spotkacie również jedną z ładniejszych fontann tego miasta.

IMG_2533

6. Wcielenie się w rolę maszynisty metra na fioletowej nitce

Najnowsza linia metra w Mediolanie o numerze 5, mająca kolor fioletowy jest w pełni zautomatyzowana. Nie znajdziecie wewnątrz pociągów maszynisty, ani jego kabiny. Możecie spokojnie zasiąść przed przednią szybą i postawić się na jego miejscu.

IMG_9606

Linia ta ma długość prawie 13 km i ciągnie się od obrzeży miasta przy Parku Północnym do stadionu San Siro. Pierwsze stacje zostały oddane w lutym 2013 roku, a cała nitka od listopada 2015 roku posiada 19 przystanków.

Wskazówka: poruszanie się komunikacją miejską nawet dla osób, które zupełnie nie znają miasta staje się banalnie proste dzięki google maps, która posiada aktualny rozkład jazdy. Wystarczy wpisać miejsce do którego chcemy się dostać i przy wyznaczaniu trasy wybrać opcję „transport publiczny”. Jednorazowy 90 minutowy bilet (można tylko raz wejść na nim do metra) kosztuje 1,5€, karnet 10 takich biletów  13,80€, bilet 24 godzinny 4,5€, a 48 godzinny 8,25 €.

7. Kawa na Piazza Gae Aulenti

Kawa we Włoszech to świętość. A kawa w pięknym miejscu smakuje jeszcze lepiej. Piazza Gae Aulenti jest okrągłym placem o średnicy 100 metrów, który został oddany do użytku w grudniu 2012 roku. Jest to piękne, nowoczesne miejsce, które stało się mękką tutejszych hipsterów. Na placu znajduje się najwyższy obecnie punkt w Mediolanie, jest nim budynek UniCredit, który wraz z iglicą mierzy 286 metrów. Plac posiada również efektowną fontannę. Odbywają się też tam różne wydarzenia muzyczne i społeczne.

IMG_2572

Znajdziecie przy nim także moją ulubioną kawiarnianą sieciówkę – Illy, kawa tej firmy jest dość powszechnie dostępna w sklepach (polecam kupić sobie puszkę do Polski), a w jej aksamitnych smakach można się rozpłynąć. Najlepiej smakuje oczywiście przygotowana przez baristę. Warte zauważenia są również w tym lokalu żyrandole stworzone z filiżanek.

IMG_2491

Standardowa kawa jaką pija większość Włochów to espresso, które dla nas wydaje się minimalnych rozmiarów, jednak jest bardzo mocne, kosztuje 1€. Ja najczęściej kuszę się na kawy mrożone np. cappuccino freddo greco czy espresso freddo ich koszt to koło 3-4€.

IMG_2494

Wskazówka: Piazza Gae Aulenti jest częścią projektu Porta Nuova, którego głównym celem jest rewitalizacja urbanistyczno-architektoniczna tej części Mediolanu. Znajdziecie w jego pobliżu bardzo atrakcyjną pod tym względem okolicę. Wyróżniającymi się innowacyjnością budynkami są dwa wieżowce – Bosco Verticale (pionowy las), które posiadają porośnięte drzewami, krzewami i bluszczami balkony.

IMG_2578

Poniżej odbicie części Porta Nuova w jednym z drzewiastych wieżowców.

IMG_2580

8. Aperitivo w dzielnicy Navigli

Aperitivo, to teoretycznie niskoprocentowy napój, spożywany przed jakimś większym posiłkiem w towarzystwie przekąsek. W praktyce tu – w północnych Włoszech, to recepta na odprężenie po dniu w pracy i spotkanie ze znajomymi. Aperitivo ma być alkoholową przystawką pobudzającą nasz apetyt, głównie przed dużą kolacją. Obecnie jednak większość młodych osób oraz turystów bufet dodawany do drinka traktuje jako kolację i często jak idealne rozwiązane na before przed imprezą. Zasady aperitivo są proste kupujemy drinka, zazwyczaj w cenie 6-12€ i możemy do woli korzystać z bufetu, który jest zazwyczaj w formie szwedzkiego stołu. Co na nim spotkamy? To zależy od lokalu, ale zazwyczaj są tam sery, pizza, sałatki, makarony, pojawiają się przygotowane kanapki, warzywa, owoce.

Ja uwielbiam jeździć na aperitivo właśnie do dzielnicy Navigli, która została wybudowana jeszcze w czasach antyku i posiada liczne kanały – niemal jak w Wenecji. Mieści się tam mnóstwo restauracji oferujących aperitivo.

Moją ulubioną knajpą z aperitivo jest Spritz Navigli, drinki są pyszne, a bufet bardzo trafia w moje gusta. Odnajdzie się tutaj zarówno wielbiciel pizzy czy włoskich wędlin jak i osoba kochająca sałatki oraz świeże warzywa.

Wskazówka: aperitivo w większości restauracji trwa od godziny 18:00 do 22:00. Najpopularniejszym drinkiem wybieranym przez Włochów przy tej okazji jest Spritz.

9. Botellon na Colonne di San Lorenzo

We Włoszech picie alkoholu w miejscach publicznych jest legalne, zatem młodzi Włosi z chęcią z tego korzystają. Przede wszystkim kiedy planują iść do klubu. Około godziny 23/24 nie trudno w okolicach klubów zauważyć grupki osób śpiewające, śmiejące się i popijające z dużych butelek, w których przygotowali wcześniej drinki – to właśnie jest botellon.

Jednym z najpopularniejszych miejsc w Mediolanie na tę aktywność jest plac przy Colonne di San Lorenzo – są to kolumny będące jednym z niewielu zachowanych artefaktów cesarskiego Mediolanu.

IMG_2561

Wskazówka: po drugiej stronie placu znajduje się Basilica di San Lorenzo – jeden z najstarszych kościołów w Mediolanie. Pierwotnie została zbudowana w czasach rzymskich, a potem przez stulecia była wielokrotnie przebudowywana.

IMG_2564.jpg

10. Clubbing

Jeśli lubisz tańczyć, to koniecznie musisz wybrać się do okolicznych klubów. Włosi kochają dobrą zabawę, a parkiety zazwyczaj pękają w szwach.

Zdecydowanie polecam śledzenie profilu internationalweek, jest to organizacja która zajmuje się głównie negocjowaniem zniżek dla studentów zagranicznych i nagłaśnianiem konkretnych imprez w danym terminie, przez co zapewniają zapełnienie klubu. Jako turyści niekoniecznie załapiecie się na jakieś promocje, jednak idąc na współorganizowaną przez nich imprezę macie pewność, że będzie na niej dużo ludzi i będzie to głównie bardzo międzynarodowe towarzystwo.

Mój ulubiony klub, to Old Fashion, który mieści się przy Parco Sempione, jednak polecić mogę również The Club Milano, Hollywood, Alcatraz czy Le Banque.

Wskazówka: godziny w jakich wychodzi się tutaj na imprezę są nieco inne niż w Polsce. Tutaj większość z nich rozpoczyna się około godziny 23:30/24:00, zatem standardowo większość osób zjawia się między 24:30 a 1:00. Kluby są zwykle zamykane w okolicach 4:30/5:00 rano. Wejścia do klubów są tu dosyć drogie 10-30€, jednak w tej cenie otrzymujemy na ogół 1-2 drinki.


Gdybyś chciał pozwiedzać Mediolan dokładnie takim szlakiem jaki opisałam powyżej stworzyłam dla Ciebie mapę, która Ci to ułatwi.

Niestety google maps pozwala na dodawanie pośrednich celów podróży jedynie w opcji pieszo, więc nie mogłam odwzorować idealnie mojego planu, jednak zaznaczyłam Wam miejsca kluczowe, które ułatwią odnalezienie wszystkich punktów.

Plan podróży: zwiedzanie zaczynamy od serca Mediolanu – Duomo, potem kierujemy się do Galleria Vittorio Emanuele II, gdzie tuż obok możemy udać się do baru Panzerotti Luini oraz cukierni Cioccolati Italiani, następnie idziemy na Piazza della Scala, gdzie znajduje się Teatro alla Scala. Stamtąd spacerujemy na Piazza Castello, gdzie mieści się Castello Sforzesco, a tuż za nim jest Parco Sempione, po przejściu na drugą stronę parku spotykamy Arco della Pace i kierujemy się do fioletowej nitki metra – przystanku Gerusalemme, wysiadamy na stacji Garibaldi z której idziemy na Piazza Gae Aulenti, następnie wracamy na stację Garibaldi z której tym razem zieloną nitką jedziemy na Portę Genowę niedaleko której znajduje się pub Spritz Navigli, gdzie spędzimy miły czas na aperitivo, potem spacerem udajemy się pod Colonne di San Lorenzo aby napić się botellonu.

Na koniec pragnę życzyć Wam udanych pobytów w Mediolanie!

Orzechowska

10 rzeczy, które musisz zrobić w Mediolanie

Kot w worku

11714412_1025274067483747_460209255_nKot w worku to…

To miłość do kotów, radość dla kociarzy, niezwykła precyzja, niespodzianka i mała przyjemność.

Garść informacji

Konkretyzując Kot w worku działa na tej samej zasadzie, co te wszystkie kosmetyczne „boxy”, tak więc płacimy jakąś sumę (w tym wypadku przy jednomiesięcznej subskrypcji 69 zł), a otrzymujemy w zamian paczkę, w której znajdują się produkty zarówno dla naszego kota jak i dla nas. W każdym miesiącu zawartość jest inna, a my nie znamy jej w momencie zamawiania.

Kocie pudełko jest nowością na rynku, pierwszą można było zamówić w maju, zawartość drugiej – czerwcowej przedstawię poniżej.
11655435_1025274064150414_1821966447_n

To, co rzuca się w oczy od razu, to staranność z jaką jest przygotowywane. Każdy element jest zadbany do granic możliwości. Na kopercie znajdował się koci stempel, a na pudełku urocze logo.11655466_1025274060817081_1075603995_n

Zawartość czerwcowej paczki, mogę ocenić po moim i Loli ponad tygodniowym testowaniu.11716019_1025274070817080_680073750_n

Pierwszą rzeczą było glicerynowe mydło z firmy Organique o cynamonowym zapachu. Wzór wewnątrz bardzo przyjemny, jednak jak dla mnie nie trafiono z zapachem (nie cierpię cynamonu), a także z całym produktem. Nie używam mydeł w kostce i średnio pasuje mi ono do kociego klimatu – koty także nie korzystają z mydła.11696760_1025565924121228_576329827_n

Kolejny był magnes – kamień z kocim nadrukiem (wariantów było kilka). Całkiem ładnie komponuje się na naszej lodówce, poza tym myślę że to wróżba, że przy sprzyjających warunkach należy zrobić dokocenie.11715913_1025565930787894_1257274752_n

Dalej w pudełku znaleźliśmy kukurydzę od LoloPets i to zdecydowanie jest ulubiona rzecz Loli. Zachwyciła się nią od pierwszego wejrzenia i jest to aktualnie jej ulubiona zabawka. 11694103_1025565934121227_391665910_n

Mnie najbardziej urzekła obróżka z kokardą od Furkidz. Na co dzień Lolka nie chodzi w żadnej obroży, ale jest to bardzo uroczy gadżet. Prezentuje się w niej przecudnie. Godne podkreślenia jest to, że autorka Kota w worku poprosiła wszystkich przed zapakowaniem paczek o zdjęcia naszych pociech, aby dobrać odpowiedni kolor i trafiła w dziesiątkę!
11715982_1025567254121095_1098361316_n

Dostaliśmy także próbkę bezzbożowej karmy Canagan. Nie planujemy zmieniać naszego aktualnego żywienia, zresztą mam wątpliwości co do jej składu i zbilansowania, ale potraktowaliśmy ją jako przekąskę – Lola wcinała z chęcią.11692858_1025565914121229_1184172097_n

Gdyby ktoś był zainteresowany zostawiam wizytówkę z namiarami na Kota w worku. Moim zdaniem jest to ciekawy pomysł szczególnie na prezent dla kogoś, kto posiada kota i ma małego świra na jego punkcie. Podsumowując pudełko oceniam pozytywnie, ale nie jest to coś niezbędnego do życia.11668058_1025565920787895_420307115_n

Orzechowska

Kot w worku

Uber, nowa jakość „taksówek” w Polsce

Czym jest Uber, pewnie spora część Was już wie. W Warszawie ta „firma” zagościła już w sierpniu 2014, jednak ja dowiedziałam się o niej dopiero niecałe 2 tygodnie temu, kiedy pojawiła się w Krakowie. Miałam już okazję skorzystać kilkukrotnie z tych usług i chętnie podzielę się z Wami moimi przemyśleniami w tej kwestii. Zaczniemy jednak od garstki informacji.

uber

Uber, to przedsiębiorstwo udostępniające aplikację mobilną, która kojarzy kierowców z pasażerami. Kierowcą może zostać każdy, kto posiada prawo jazdy, ma ukończone 21 lat i własny samochód (choć nieoficjalnie wiadomo, że Uber także udostępnia samochody swoim kierowcom). Warto podkreślić fakt, że umowa skonstruowana w taki sposób aby cała ewentualna odpowiedzialność spadała na kierowcę.

Jak to działa? Jak mam zostać pasażerem i wyruszyć w trasę?

To bardzo proste:

pobieramy aplikację mobilną -> rejestrujemy się -> wpisujemy numer naszej karty płatniczej -> wprowadzamy adres lub po prostu upuszczamy pinezkę na mapie -> klikamy „rozpocznij kurs” -> wprowadzamy adres do którego chcemy jechać -> na ekranie aplikacji pojawia się imię kierowcy, jego zdjęcie oraz numer rejestracyjny i typ samochodu -> widzimy na mapie jak kierowca po nas jedzie -> kiedy jest niedaleko aplikacja nas o tym informuje -> wsiadamy, kierowca włącza trasę w nawigacji do miejsca które podaliśmy jako docelowe -> po zakończonym kursie z naszej karty pobierane są pieniądze, a w aplikacji kierowca ocenia nas jako pasażerów, a my możemy ocenić jego -> przychodzi do nas e-mail ze szczegółami usługi w tym trasą jaką jechaliśmy

IMG_6067

Najprościej będzie mi przedstawić szczegóły i moją opinię wymieniając zalety i wady tych usług.

Zalety:

  • Nie muszę nigdzie dzwonić, aby zamówić taksówkę. Najczęściej korzystam z taksówek w dwóch przypadkach – cholernie mi się spieszy lub wracam nocą z miasta, w obu tych sytuacjach strasznie irytujące jest dla mnie tracenie czasu na wysłuchiwanie sygnałów w telefonie i żmudne tłumaczenie gdzie się znajduję. Zresztą wyobraźcie sobie sytuację, w której zapewne większość z Was uczestniczyła, co najmniej kilka razy: siedzicie sobie ze znajomymi w jakimś fajnym miejscu, jest środek weekendu i nagle stwierdzacie, że przenosicie się gdzieś indziej i wtedy okazuje się, że w tym mieście nie ma wolnych taksówek – przez godzinę każdy z Was próbuje dodzwonić się do którejś z korporacji i siedzi z telefonem przy uchu po czym i tak przypadkowo Pan Mietek zgarnia Was, bo nie chce mu się dłużej czekać na kogoś, kto go zamówił. 
  • Nie muszę wiedzieć gdzie jestem – wystarczy, że wie to mój GPS. Ten punkt łączy się z poprzednim, bo nie muszę „przemiłej” Pani tłumaczyć gdzie jestem i szukać nerwowo w środku nocy nazwy ulicy. To też duży plus, kiedy jesteśmy w obcym mieście.
  • Zamówienie kierowcy trwa około 30 sekund – gdziekolwiek jestem nie muszę przerywać rozmów i odchodzić na bok, zrobię to szybko i bezszelestnie.
  • Nie muszę mieć gotówki, ba! Nie muszę mieć nawet karty czy dokumentów przy sobie. Do całej procedury potrzebuję jedynie telefonu. Nie martwię się o szukanie bankomatu w środku nocy, ani nie muszę wyciągać portfela kończąc kurs.
  • Widzę, gdzie jest kierowca, który po mnie jedzie. To bardzo, ale to bardzo ułatwiające życie. Oczywiście mamy podany na początku szacowany czas przyjazdu, ale wiadomo kierowca też może trafić na korek, wtedy widzimy gdzie jest i że porusza się wolniej. Co to zmienia? Dużo. Dzwoniąc do korporacji taksówkarskiej usłyszę „kierowca będzie do 7 minut”, po 7 minutach czekam już przed domem i czekam, czekam, czekam i czekam. Mija 20 minut, a mnie już krew zalała 10 razy. Korzystając z Ubera widzę, że kierowca stoi w korku i w tym czasie mogę np. zrobić sobie drugie śniadanie. To nie zmienia faktu mojego spóźnienia i tego, że zaspałam – ale przynajmniej nie będę głodna.
  • Cena – cena jest dopasowywana do zapotrzebowania. Podstawowa stawka to 1,40 zł za kilometr, a więc w miarę konkurencyjna, ale jeśli np. jest weekend i skończył się właśnie duży koncert, to aplikacja ściąga kierowców z całego miasta, a cena przejazdu wzrasta. Jesteśmy o tym jasno informowani i musimy zaakceptować taką cenę, zanim zamówimy przejazd. W tym punkcie chciałabym też zaznaczyć, że kierowcy dostają z każdego kursu 80%, a pozostałe 20% trafia do Uber’a. W aplikacji jest także opcja ustawienia stałego napiwku doliczanego do kwoty przejazdu.
  • Aplikacja – jest bardzo prosta w obsłudze i intuicyjna. Można w niej także dodać swoje ulubione lokalizacje dzięki czemu nie będziemy musieli za każdym razem wpisywać np. adresu uczelni czy pracy.
  • Maile po przejazdach – mamy w nich szczegółowy czas oraz trasę jaką jechaliśmy. Będąc np. za granicą mamy pewność, iż kierowca nie obwiózł nas po połowie miasta zanim zawiózł nas na miejsce docelowe. Gdyby doszło do takiej sytuacji mamy prawo do zareklamowania zdarzenia i zwrotu pieniędzy.

IMG_6068

Wady:

  • Brak zezwolenia na przejazdy bus-pasami. Jeżeli jeździmy głównie nocą i w porach bez korków, to ta wada nie jest widoczna. W innych przypadkach jest to zdecydowany minus.
  • Nielegalność. Nie da się ukryć, że kierowcy jeżdżący w Uberze nie mają licencji, a ustawa o transporcie drogowym dopuszcza transport okazjonalny jednak jedynie pojazdami, które łącznie z kierowcą są przystosowane do co najmniej 7 osób. Większość samochodów Ubera, to zwykłe samochody osobowe. Co więcej nikt w Polsce nie odprowadza podatków od tej działalności korzystając z luki prawnej, bo przecież to Uber płaci kierowcom a opłata nie jest pobierana przez przewożących tylko przez Uber.

Podsumowując, ja dostrzegam więcej plusów całego przedsięwzięcia i trzymam kciuki za ich rozwój w Krakowie.

Dla zaciekawionych mam kod promocyjny, dzięki któremu dostaniecie 25 złotych na swój pierwszy przejazd Uber’em. Wystarczy w aplikacji wpisać kod: uber.orzechowska

Orzechowska

Uber, nowa jakość „taksówek” w Polsce

Chappie – warto?

źródło www.comingsoon.net

Wybierając się do kina na ten film spodziewałam się, że wychodząc z sali będę mówić „kolejny tendencyjny, przesadnie wzruszający film z oklepaną fabułą”. Tak się jednak nie stało.

Dlaczego piątkowy wieczór postanowiłam spędzić na filmie, którego temat od początku wydawał mi się dość mocno wyczerpany w innych produkcjach?

Odpowiedzią podstawową jest: Die Antwoord! – zresztą sama nazwa tego zespołu oznacza „odpowiedź”. Czy mamy na sali kogoś kto ich nie zna? Raczej nie muszę przedstawiać. Świetna muzyka z rewelacyjną oprawą wizualną? To właśnie oni.

Die Antwoord został założony w 2008 roku i pochodzi z RPA. W jego skład wchodzą 3 osoby: Ninja, Yo-Landi Vi$$er, DJ Hi-Tek. Gatunek muzyki który tworzą uważają za świeży, futurystyczny rap – rave.

Odpowiedź druga to reżyser – Neil Blomkamp. Bezapelacyjnie trafia on w mój gust filmowy. Science fiction w jego wykonaniu jest wyważone i smaczne. Bardzo podobało mi się Elizjum (2013)  jego reżyserii, nieco mniej mający wiele fanów Dystrykt 9 (2008). Jak dotąd kreowanie obrazu przyszłości zdecydowanie mu wychodzi, polecam zatem zajrzeć również do dwóch pozostałych wymienionych tu tytułów.

Die Antwoord a Chappie

Ninja i Yo-Landi zagrali jedne z głównych ról, nie zabrakło również ich muzyki i to jak dla mnie stworzyło klimat tego filmu. Gdy wyszłam z kina wiedziałam, że głównie ze względu na to wrócę, by zobaczyć go raz jeszcze na dużym ekranie. Bardzo zaskoczył mnie poziom ich aktorstwa, który był wyższy niż niejednego aktora grającego w podobnych produkcjach. Dodatkowo sceneria była bezbłędna, aż chciałoby się zamieszkać chociaż na miesiąc w pustostanie, który był ich filmowym domem.

Ok, ok, świetny klimat ale o czym jest ten film?

Akcja obsadzona jest w roku 2016 i toczy się w pełnym zamieszek Johannesburgu. Część policji została zastąpiona przez roboty. Ich twórcą jest młody, ambitny programista, który po pracy nadal ślęczy nad linijkami kodu – pragnie stworzyć sztuczną inteligencję. Kiedy mu się to udaje trafia na opór ze strony szefowej i nie dostaje zgody na testy. Zaradny Deon (Dev Patel) wykrada zatem zepsutego androida przygotowanego do złomowania. Niestety jego plany krzyżują gangsterzy (Ninja, Yo – Landi Visser, Jose Pablo Cantillo), którzy potrzebują robota aby pomógł im w rabunku. Porwany Chappie o nadludzkiej sile i posiadający własną świadomość jest więc wychowywany w pustostanie przez przestępców.

Warto?

Podsumowując, jeśli lubisz takie klimaty muzyczne lub po prostu Die Antwoord, zwracasz uwagę na scenografię i piękne zdjęcia, a kino akcji połączone z science fiction to buty, które Cię nie obcierają – idź spędzić swoje wolne dwie godziny patrząc na robota posiadającego świadomość.

Orzechowska

PS. Jeżeli chciałbyś usłyszeć Die Antwoord na żywo, to na początku lipca wystąpią w Gdyni na Open’er Festival.

Chappie – warto?

Niebanalne oprawki? Niebagatela!

Od ponad 3 lat jestem okularnicą. Kiedy szukałam swoich pierwszych oprawek w jednym z salonów optycznych zobaczyłam takie, które imitowały drewno. W mojej duszy zakiełkowało wtedy marzenie o drewnianych okularach, których nie udało mi się wówczas odnaleźć. Z okularami związałam się dość szybko i błyskawicznie stały się częścią mojego wizerunku. Nic nie jest wieczne i moje dość klasyczne, czarne pingle zestarzały się razem ze mną, nadszedł czas na poszukiwanie kolejnych. Polowanie trwało aż 5 miesięcy, przymierzyłam setki opraw, odwiedziłam kilkanaście salonów optycznych. Nawet gdy któreś bardzo mi się podobały, to tkwiło we mnie jak zadra w palcu przeświadczenie, że nie powinnam się na nie decydować jeśli chociaż nie przymierzę drewnianych oprawek. Na mój ratunek przyszedł jeden z salonów optycznych, który dodał na swojej stronie w serwisie społecznościowym informację, że pojawia się u nich nowa marka – Niebagatela i będą to właśnie oprawy z drewna. Zaczęłam szperać chcąc się dowiedzieć co to za firma i to co znalazłam uwiodło mnie jeszcze bardziej.

Niebagatela, to polska marka założona przez Łukasza Marzeckiego, który projektuje i własnoręcznie wykonuje każdą parę oprawek. Wszystkie wykonane są z naturalnego drewna. Pan Łukasz – jak przystało na osobę z jego nazwiskiem – jest nie lada marzycielem, pracował kiedyś w korporacji aż pewnego dnia w 2011 roku powiedział dość i zaczął pracę nad drewnianymi oprawami. Wykonanie pierwszych zajęło mu 4 miesiące, ale zdążył wtedy zapałać prawdziwą miłością do drewna i swojego nowego zajęcia. Obecnie rozsyła swoje małe cuda po prawie całym świecie.

FullSizeRender (6)FullSizeRender (4)

Wracając do mojej historii to zakochałam się w tych oprawkach od pierwszego przymierzenia i nie było już odwrotu. Są teraz na moim nosie i będą mam nadzieję długo mi towarzyszyć. Jeśli szukacie czegoś wyjątkowego i oryginalnego, to zdecydowanie te oprawki spełniają te oczekiwania.

FullSizeRender (3)

Orzechowska

PS. Zapraszam Was na mojego Facebook’a – https://www.facebook.com/orzechowska.blog, gdzie będą pojawiały się dodatkowe informacje, a kiedy go polajkujesz na pewno nie przegapisz kolejnych postów. Zainteresowani znajdą tam dzisiaj m.in. namiary na drewniane oprawy.

Niebanalne oprawki? Niebagatela!