Kocia Kawiarnia Kociarnia oczami kociarza

Pierwsza w Polsce kocia kawiarnia powstała niedawno w Krakowie. Została ona założona dzięki zbiórce pieniędzy na portalu PolakPotrafi, tak więc już sporo przed otwarciem w Internecie trwała kapania. Losy kociarni śledziłam z mieszanymi uczuciami od samego początku. Moje zdanie na jej temat utwierdziło się dopiero po wizycie w tym miejscu.

11714354_1028194133858407_1942624656_n

Plan był piękny

Kocia kawiarnia w Krakowie miała być bezpiecznym domem dla 3 kotów właścicielki i przystankiem dla kilku do adopcji. Miejsce to miało być stworzone przede wszystkim dla kotów, to one miały być tam podmiotem, a ich dobro miało być przedkładane nad wszystko inne.

Miało być a jak jest?

Nie ukrywam, że nie przepadam za rozwydrzonymi dziećmi, a jeszcze bardziej za ich rodzicami, którzy nie grzeszą rozumem. Miałam nadzieję, że rezerwując miejsce na dość mocno popołudniową godzinę ich tam nie spotkam, bo wiedziałam że szlag mnie może trafić. Poprowadzę Was jednak przez moją wizytę chronologicznie. Przy wejściu do kociarni znajduje się bar – byłam ze współtowarzyszem i jeśli chodzi o herbatę i kawę jakość i cena były ok. Gdy przybyliśmy około godziny 18:30 nie było zbyt dużo ludzi, tak więc zostaliśmy szybko obsłużeni, a panie były bardzo miłe.

11694178_1028194157191738_342355901_n

Przez podwójne zabezpieczone drzwi na których wisi regulamin wchodzi się do pierwszej sali, która jest dostępna bez rezerwacji – co do wystroju, to drapaki i budki dla kotów świetne, jednak dobór mebli i ich ustawienie fatalne – osoby tam siedzące wydawały się być bardzo skrępowane.

Idąc do drugiej sali mija się drzwi do pomieszczenia wyłącznie dla personelu i kotów – mają tam kuwety, jedzenie oraz mogą się schować jeśli nie mają ochoty na przebywanie z gośćmi. Druga sala, czyli ta w której obowiązują rezerwacje jest zaaranżowana nieco lepiej, wszystko jest bardziej spójne i dość komfortowe. Kiedy weszliśmy na oknie spały 4 koty – wszystkie okna oczywiście osiatkowane. Usiedliśmy na antresoli i zaczęłam obserwować.

11715861_1028194137191740_1656874543_n

Ludzie w naszej sali zachowywali się w miarę kulturalnie, nie nagabywali kotów, czekali aż one same do nich przyjdą, do czasu… Do czasu aż weszła na oko około 8 letnia dziewczynka. Na początku obudziła jednego kota, w międzyczasie 2 uciekły z okna, ten jednak był wytrwały i dawał się głaskać – momentami nazbyt energicznie, po czym dziewczynka zaczęła mieć do niego pretensje „Dlaczego nie mruczysz?” i przerzuciła się na wręcz szarpanie kota, który spał – kiciuś ten odkąd weszliśmy nie wyglądał mi na szczęśliwego, leżał schowany za innymi kotami i kwiatkiem. Reakcja rodziców? Żadna. Reakcja personelu? Zerowa. Personel miał pilnować przestrzegania regulaminu, jednak podczas mojego półtoragodzinnego pobytu nikt nie został upomniany. 

11741739_1028194153858405_1674140971_n

Przed jak i po mojej wizycie odbyłam trochę rozmów z innymi kociarzami, a także poczytałam opinie ludzi na temat kociej kawiarni oraz kilka artykułów.

Co do opinii „zwykłych ludzi”, to są one porażające. Ludzie narzekają, że jest za mało kotów, że nie chcą się miziać, że przyszli tam aby pobawić się z kotami, a one nie miały na to ochoty. Ubolewają nad brakiem kotów rasowych oraz krytykują wystrój. Po prostu koty w ich opinii są tam towarem, za który niejako płacą i chcą od niego posłuszeństwa i bycia na każde zawołanie.

Jeżeli chodzi o artykuły, to po prostu mi opada wszystko. Prosty, fajny temat, przecież kto nie chce poczytać o kotkach? To pojadę tam jako dziennikarz, pogłaszczę koty, porozmawiam z właścicielką, potem napiszę laurkę, która będzie reklamą dla tego miejsca i wszyscy będą szczęśliwi. Właśnie wszyscy? A koty? Czy któryś dziennikarz wpadł na to aby porozmawiać z kocim behawiorystą? Ach, przepraszam zapomniałam, przecież nawet nie wiedzą o istnieniu takich osób, przecież jak właścicielka mówi, że to miejsce jest super dla kotów to tak jest, bo kto by w dzisiejszych czasach sprawdzał swoje informacje u różnych źródeł? Artykuł trzeba napisać szybko, żeby zając się kolejnym, aby dostać kasę za następne wierszówki. Wgłębienie się w koci temat? No przecież koty, to koty, są do głaskania, zabawy, a tu jeszcze deklarują, że mają super warunki i są pod opieką weterynarza i behawiorysty (żaden nie przyznaje się do sprawowania nadzoru nad tym miejscem). Sprawdził to ktoś? Naprawdę po kilku darowałam sobie czytanie kolejnych, bo moje ciśnienie by tego nie wytrzymało.

Kociarze (Ci prawdziwi, dla których dobro kota jest najważniejsze, którzy nie karmią swoich pociech marketówkami i nie wypuszczają ich samopas) po wizycie w tym miejscu opowiadają przerażające dla mnie historie. Wynika z nich, że większość rodziców traktuje to miejsce jako plac zabaw. Przychodzą aby sobie pogadać w spokoju, a kiedy dziecko czegoś chce mówią „tam masz kota, idź się z nim pobaw”. Personel nie zwraca uwagi na łamanie regulaminu oraz dręczenie kotów – liczy się aby klient zostawił kasę na barze.

11714352_1028194150525072_128743973_n

Niestety, ale mówię stanowcze NIE temu miejscu. Zapowiadało się pięknie i miała to być przystań, dom tymczasowy dla kotów poszukujących kochającego dwunoga. Tak się nie stało i w obecnej formie to miejsce nie ma prawa istnieć. Ludzie, którzy tam przychodzą nie są edukowani co do prawidłowego zachowania przy kotach, a dzieci traktują je jako pluszaki. A może to byłaby dobra alternatywa? Zamiast prawdziwych kotów wstawić tam pluszowe, a dochodami wspierać jakąś fundację lub dom tymczasowy? Wiem, że tysiące kotów w Polsce żyje w o wiele gorszych warunkach, jednak powinniśmy promować te jak najlepsze, prawidłowe działania na rzecz zwierząt. W obecnej formie kociarnia jest biznesem zarabiającym na kotach, które 11 godzin dziennie muszą znosić dziesiątki ludzi pragnących choć przez chwilę je pogłaskać, pobawić się czy zrobić sobie z nimi zdjęcie. Większość z nich pewnie myśli „przecież jak go wezmę na chwilę na ręce to nic mu się nie stanie”, tylko co jeśli z takim zamiarem przyjdzie chociażby 20 osób każdego dnia, a ten kot nie lubi być podnoszony? Weźcie to wszystko pod rozwagę zanim podejmiecie decyzje o odwiedzeniu kociarni.

Orzechowska

Kocia Kawiarnia Kociarnia oczami kociarza

136 uwag do wpisu “Kocia Kawiarnia Kociarnia oczami kociarza

    1. Nie rozmawiałam, ponieważ dziewczyna z obsługi przynosząca zamówienia i obserwująca koty widziała zajście i nie zwróciła na nie uwagi. Popełniłam błąd i powinnam była podejść do reszty obsługi i o tym poinformować. Wychodząc z kawiarni zwróciłam jedynie uwagę najdelikatniej jak umiałam dziecku, które odeszło trochę obruszone.

      Polubienie

      1. Anna pisze:

        Jeżeli nie reaguje się na niewłaściwe sytuacje, będą się powtarzały. Czy dziewczyna z obsługi zna się na kotach? Może tylko dorabia w wakacje? Może było głupio zwrócić uwagę klientowi? Ciebie nie łączyła z tymi osobami żadna relacja – łatwiej zwrócić uwagę. I należy ją zwrócić Nnie dziecku a rodzicom. Fajnie byłoby zatrudnić ludzi, uczących kontaktu ze zwierzęciem. Dorośli często nie mają o tym pojęcia. Skąd ich dzieci mają je mieć? Czy jednak finansowo dałoby radę utrzymać personel specjalistów? Może warto organizować ochotników i zaprosić do współpracy specjalistę, uczącego jak „obchodzić” się ze zwierzęciem? Tej wiedzy brakuje. Idea kociarni jest dobra. Nad wykonaniem należy pracować.

        Polubienie

      2. Z tego co wiem, to większość personelu to wolontariusze, którzy znają się na kotach, ale nie mogę zapewnić, że ta dziewczyna się znała. Co do zwracania uwagi rodzicom, to jasne powinna była to zrobić, mam nadzieję że inni na moim miejscu tak postąpią. Obawiam się jednak, że w większości przypadków zwrócenie uwagi dorosłym da jeszcze mniejszy efekt niż dziecku. Obym się myliła.

        Polubienie

  1. Marta pisze:

    „Kociarze, (Ci prawdziwi, dla których dobro kota jest najważniejsze)”….. dbają o to, by…
    Koty miały pełne brzuszki, były zdrowe i mogły być Kotami.
    Kot sam wie czego chce. Jeśli się Kotu nie podoba, potrafi to pokazać.

    Nie byłam jeszcze w Krakowskiej „Kociej Kawiarni Kociarni”, bo trochę daleko i czasu brak. Po tym artykule odwiedzę z pewnością i przyjemnością, ponieważ (z opisu Pani) prowadzą ją Ludzie rozumiejący Koty.
    Pozdrawiam Marta

    Polubienie

  2. Nath pisze:

    Byłam ostatnio w Kociej Kawiarni około godziny 13. Ludzi było dość sporo, żadnych dzieciaków, sporo młodzieży za to i bardziej dorosłych par. Atmosfera, owszem, jest tam sztywna, pewnie dlatego, że ludzie krępują się podejść, bo inni się przyglądają. Sama miałam opory, żeby wyjść na środek sali, przycupnąć przy kociaku i go pogłaskać.
    IMHO, koty, które są w tej kawiarni są zbyt spokojne – Kocia Kawiarnia, jak chyba sama nazwa mówi, jest kawiarnią, w której główną atrakcją są właśnie kociaki, z którymi można się pobawić, które są chętne do interakcji. A tamte – przez godzinę, którą tam przesiedziałam z chłopakiem – głównie spały, jeden przechadzał się z pomieszczenia do pomieszczenia, mając całe otoczenie w dupie. Nawet bardziej ruchliwy kot bawił się ze sobą, a na moje zaczepki jedną z zabawek nie reagował albo uciekał. Miałam poczucie, że trochę zmarnowałam czas, bo równie dobrze tak samo mogę próbować szczęścia z pogłaskaniem kota, który przechadza się między blokami. I owszem, zgodzę się z opiniami, że przydałoby się parę rasowych kotów, które urozmaicałyby stadko kotów, które mieszka w kawiarni. Jak i zgodzę się z tym, że wystrój sal nie był szałowy – ale czego można się spodziewać po nakładzie około 60 tys. zł? Lokal był całkowicie remontowany, jest dość dobrze wyposażony, choć przyznam, że siedzenia w sali, w której nie obowiązują rezerwacje, średnio wygodne.
    Sama przyglądałam się tej kampanii, spodziewałam się kawiarni zbliżonej do tych z Japonii – kotki chętnie się bawią, są różnorodne, można kupić parę snacków, żeby zachęcić kociego lokatora kawiarni do towarzystwa. A tu nic z tych rzeczy. Jeśli kot uraczy Cię swoim towarzystwem, to niemal tak, jakbyś wygrała na loterii.
    Również zgodzę się z tym, że personel w sytuacjach, gdy kot jest męczony, powinien zareagować, a z drugiej strony, zadam Ci banalne pytanie – dlaczego, widząc takie zdarzenie, nie poinformowałaś personelu o tym, że regulamin nie jest przestrzegany? Sądzę, że jeśli chcemy, żeby koty nie były traktowane przedmiotowo, to chyba należy traktować je jak dobro wspólne, o które dba nie tylko właścicielka/wolontariusze, ale w takim razie także goście.
    Hej, poza tym, chyba o to chodziło, by Kocia Kawiarnia zarabiała na tym, że są tam koty. Do tego, ta dopiero co ruszyła. Może za jakiś czas pojawi się tam lepszy personel, a goście będą wiedzieli, jak się zachowywać. Nie każdy jest tak ogromnym miłośnikiem kotów, by wiedzieć o nich totalnie wszystko. Wielu ludzi po prostu lubi koty, chciałoby się z nimi pobawić i nie oczekuje niczego więcej, jak towarzystwa futrzaka, którego nie może trzymać w domu/mieszkaniu z wielu różnych powodów. Nie ma co przekreślać już inwestycji, która żyje swoim życiem raptem od dwóch tygodni. 🙂

    Polubienie

    1. Jeżeli chodzi o to, że koty są zbyt spokojne, to nie jestem specjalistą – zapewne Mieszko z Kocich Porad Behawioralnych mógłby więcej napisać, ale wydaje mi się, że tak właśnie reagują one na stres. Na przykładzie mojej kotki, kiedy dzieje się coś co jest sytuacją dla niej przytłaczającą (długa podróż, burza, obecność gości za którymi nie przepada) po prostu na siłę chce iść spać i to robi. To, że koty w kociarni uciekają i nie reagują na zaczepki wydaje mi się także odpowiedzią na zbyt dużą dawkę bodźców, przewija się tam codziennie kilkadziesiąt osób i każdy chciałby chwilę zabawy.
      Co do tego, że przydałoby się kilka rasowych kotów jak i tego, że chodziło o to aby kawiarnia zarabiała na tym, że są koty się nie zgodzę. Ideą i celem była pomoc kotom, tym nierasowym, naszym europejskim, których bezdomność jest przytłaczająca.
      W tekście nie chodziło mi także, żeby wystrój był „szałowy”, a bardziej o rozsądniejsze rozstawienie mebli i może delikatnie lepszy ich dobór – z tej samej półki cenowej, a po prostu np. inny kolor. To aby stoliki były dopasowane wysokością do siedzeń. Ale to naprawdę nie jest istotne w całym przedsięwzięciu.
      Dziewczyna z obsługi widziała dziewczynkę i to jak się zachowuje dlatego nie poinformowałam dodatkowo obsługi, a wychodząc z kawiarni zwróciłam najdelikatniej jak potrafiłam uwagę dziecku, które odeszło lekko obruszone i jak najbardziej zgodzę się z Tobą, że powinniśmy dbać o koty jako o dobro wspólne. Nikt nie jest nieomylny, na mnie również działało wiele bodźców podczas wizyty, ale przyznaję powinnam zwrócić na to uwagę reszcie personelu.
      W tekście podkreśliłam też, że pomysł był super, a to w jakiej formie obecnie funkcjonuje jest nie do przyjęcia jak dla mnie. Bicie poklasku moim zdaniem nie pomoże w zmianie tego miejsca na lepsze, dlatego powstał ten post.

      Polubienie

      1. Anna pisze:

        Nie każdy kot reaguje tak samo. Mój kot, jeżeli jest spokojny i odstresowany – śpi. Robi się pobudzony, gdy w jego otoczeniu są nielubiani przez niego ludzie.

        Czy masz alternatywę dla kotów z kociarni? Schronisko? Raczej warto namawiać, aby ludzie kochający koty tam przychodzili. Oni mogą zaadoptować kociaka.

        Polubienie

      2. Jeżeli chodzi o alternatywę, to mam jedynie teoretyczne pomysły. Np. Prowadzenie fundacji przy kociarni. W kawiarni pluszaki i broszurki o kotach do adopcji z dokładnymi opisami. Dochód z kawiarni idzie na fundację, a osoby które naprawdę przychodzą tam aby adoptować kota mają taką szansę. Oczywiście trzeba wtedy dopracować atrakcyjność kociarni pod innymi względami, bo żywych kotów nie będzie, ale myślę że było by to lepsze dla kotów.

        Polubienie

    2. niestety, ale z wypowiedzi Nath równiez wynika uprzededmiatawianie kotów, co jest smutne. chcesz rasowców, bo dachowce sá malo ciekawe? chcesz by wszystkie sié tulily i bawily, mimo ze robilo to przed Tobá mnóstwo osób? zgadzam sié z Orzechowská,ze nadmiar bodzców jest dla tych kotów stresujácy i az sié bojé pomyslec w jakim stanie psychicznym bédá za paré miesiévy. No i co sié stanie kiedy wlascicielka kawiarni zwinie biznes, koty trafiá znowu do schroniska?Dlaczego w kawiarni nie ma kociego behawiorysty? Juz samo to,ze najwiéksza krakowska organizacja prozwierzéca odmówila z nimi wspólpracy swiadczy o tym,ze celem kawiarni byl tylko i wylácznie biznes, a nie dobrostan kotów, jak twierdzi wlascicielka.

      Polubienie

      1. Mogę tylko spekulować dlaczego nie ma behawiorysty, ale obawiam się że to przez to, iż każdy widzi w tym przedsięwzięciu duże zagrożenie dla tych zwierząt i z góry jest przeciwny.

        Polubienie

    3. ewela pisze:

      Nath byłaś tam zaledwie godzinę i zdążyłaś już stwierdzić, że koty nie są skore do zabaw i mają wszystkich i wszystko w dupie? To tylko świadczy o tym, że nigdy nie miałaś większej styczności z kotami i nie wiesz jaka jest ich natura. Przede wszystkim kot to typowy indywidualista, robi co chce i przechadza się własnymi ścieżkami. Nie będzie łasił się i mruczał na każde zawołanie jak np. pies bo to właśnie kot a nie pies . Sama mam w domu dwa koty i mogę Ci powiedzieć , że godzina 13 to dla kotów pora leniuchowania ( jak zresztą większość dnia :D). Nie robią po prostu NIC, śpią tylko godzinami, zmieniając legowisko od czasu do czasu. Za to w nocy to dopiero potrafią pokazać na co je stać. Ciągłe gonitwy, pogawędki między sobą, skakanie po meblach, parapetach i co tylko się da. Poza tym może być też tak, jak napisała autorka, że są one zestresowane obecnością nowych osób, rozwydrzonymi dzieciakami i ciągłym braniem na ręce. Mój kot uwielbia jak ktoś mnie odwiedza , łasi się , mruczy i robi swoje dziwne akrobacje, natomiast kocica chowa się pod łóżko i nie wychodzi stamtąd dopóki goście sobie nie pójdą. Każdy kot jest inny, trzeba po prostu to zaakceptować i dać mu żyć tak jak lubi. Wtedy na pewno będzie szczęśliwym kotkiem i sam z siebie będzie okazywał dużo więcej miłości niż w sytuacjach gdy jest do tego zmuszany 🙂

      Polubienie

    4. Koty w japońskich kawiarniach wcale się nie bawią z byle kim, tylko ze STAŁYMI KLIENTAMI, do których sa przyzwyczajone. Dla nowicjuszy wizyta wygląda mniej więcej tak, jak to opisałaś, czyli nowicjusz chce interakcji z kotem a kot to zlewa.
      W Japonii koty w kawiarniach są „najważniejszymi pracownikami”, dlatego się o nie dba, zabiera do osobnego pomieszczenia, jak się wydaja zmęczone i przede wszystkim, żaden stały (ani nawet niestały) klient nie będzie ich męczył na siłę*. Może, gdyby kotom w kawiarni przysługiwały „prawa pracownicze”, sytuacja by sie poprawiła?

      *To znaczy, wiadomo, że a) debile trafiają się wszędzie i b) właściciele lecący wyłącznie na kasę tez zdarzają się wszędzie, ale mowie o podejściu, jakie reprezentuje większość pracowników/właścicieli.

      Polubienie

  3. Żaba pisze:

    . „Kociarze, Ci prawdziwi,którzy nie karmią swoich pociech marketówkami i nie wypuszczają ich samopas…”
    Rozumiem, ze Pani Blogerka odbiera prawo bycia kochającym kociarzem wszystkim babciom, które resztakami emerytury i własnego obiadu dokarmiają czasami po 10-15 kotow na podwórkach kamienic. Jak rowniez mnie, bo moj kot chodzi samopas, bo taka jego natura. Droga Pani, gdyby Pani znała koty, to wiedziałaby Pani, że ośmiolatka miałaby pazur w oku i kły w ręce, gdyby jej sie na prawdę pieszczoty nie podobały.
    I jeszcze na koniec- proszę iść do Cafe Magia, gdzie od lat lot Hipolit zagłaskiwany jest przez ludzi. Koniecznie proszę go odebrać i oddać do schronu. Tam bedzie miał spokoj i bedzie mu lepiej.

    Polubienie

    1. Droga Pani Żabo, mit że zdrowe karmy są drogie został już dawno obalony. Te marketówkowe, które dookoła mają cały nachalny marketing są naprawdę bardzo drogie. A porównujac ich skład (w większości marketówek jest 4% zawartości pochodzenia zwierzęcego – nawet nie mięsa!) i brak zbilansowania, to karmienie tym kota wychodzi dużo drożej niż dobrą karmą. Poza tym karmiąc kota takimi śmieciami doprowadzamy do wielu chorób, a ich leczenie jest bardzo kosztowne, więc lepiej chyba kupić dobrą karmę za taką samą cenę bądź nawet tańszą niż marketówka i zadbać przez to o dobry rozwój i zdrowie swojego kota?
      Co do dokarmiania kotów dzikich – jestem za tym aby miały cokolwiek w żołądkach niż nic, ale kiedy przygarniamy kota to jesteśmy za niego odpowiedzialni. To my o niego dbamy, jesteśmy jego opiekunami.
      Jeżeli chodzi o wypuszczanie kotów jestem temu przeciwna z wielu powodów, przede wszystkim koty wychodzące żyją średnio 3 lata, a niewychodzące 18. Pani kot może wpaść pod samochód, zostać pogryziony przez inne zwierzęta lub się czymś zatruć.
      Argument „taka jego natura” jest niemądry. Skoro tak, to czemu Pani go dokarmia i pozwala spać w domu? W naturze tak nie robią.
      Poza tym kot domowy wypuszczany na zewnątrz jest tylko szkodnikiem.
      Koty Pani lubi, a inne zwierzęta nie? Pani kot poluje zapewne np. na ptaki dla zabawy, pomimo tego że nie jest głodny.
      Jeżeli chodzi o znajomość kotów, to każdy jest inny i zachowuje się inaczej, poza tym najprawdopodobniej aby do takich sytuacji nie dochodziło koty mają bardzo poobcinane pazury. Nie wiadomo także czy nie są na środkach uspokajających.
      Argument o Hipolicie też wydaje mi się bezrzeczowy, co więcej nigdzie nie napisałam że te zwierzęta należy oddać do schroniska ani że będzie tam im lepiej. Chodzi mi o lepsze traktowanie na miejscu.

      Polubienie

      1. Wtrącę trzy grosze, może trochę offtopowo: tak samo, jak każdy kot jest inny i może inaczej reagować na stres, tak samo nie przekreślałabym każdych warunków dla kota wychodzącego. Moja najstarsza kotka urodziła się w bloku i przez pierwszą 1/2 życia w nim mieszkała. Wypuszczaliśmy ją na działce, początkowo tylko na szelkach, i różnica w jej zachowaniu była kolosalna, tzn. na zewnątrz była dużo szczęśliwsza i bardziej aktywna (ma dość trudny charakter, była za wcześnie zaadoptowana, w skrócie – w takiej kociej kawiarni zrobiłaby krwawą jatkę przy pierwszej obcej osobie, która by jej dotknęła, bo przyciętymi pazurami też można zrobić krzywdę). To samo dotyczy później przygarniętego, już lokalnie (od 5 lat mieszkam na wsi, na tej ww. działce) kocura: ich samopoczucie jest dużo gorsze, jeśli nie mogą wychodzić. Kotka ma prawie 11 lat, kocurek ok. 5. Mamy też 2 koty dochodzące (nie mieszkają w domu, choć mają domek w piwnicy + są dokarmiane), ale w dużym stopniu samodzielne (nie są z nami cały czas, żywią się poza zimą głównie same). Dodam, że mieszkamy na wsi, nie w wiosce, tylko na kolonii, w miejscu bardziej zaludnionym miałabym z tym problem. A koty ‚dzikie’ w naszym kraju (mam na myśli kota europejskiego) dzikimi tak naprawdę przecież nie są.

        Polubienie

      2. Kristine pisze:

        Mój komentarz do Pani „przeciwniczki wychodzących kotów” : moje nieszczęśliwe, trzy lata tylko żyjące koty wychodzące :
        Marcin *04.1965-08.1975, wychodzący kot w Centrum dużego miasta na Śląsku,
        Lola *03.1975 – 08.1995 kocica wychodząca w Centrum miasta wojewódzkiego na Pomorzu
        Zołza *09.1994 – dziś, kocica wychodząca w Centrum miasta wojewódzkiego na Pomorzu i Centrum Berlina
        Kulka *2006 – dziś, kocica wychodząca w Centrum Berlina
        Dzika *2013 – dziś, kocica wychodząca w Centrum Berlina
        od 2002 roku koty żyją w komitywie z psami (dwoma), piątką wnuków i resztą świata
        ośmielam się twierdzić że są szczęśliwe, a ponieważ byłam w Kociej Kawiarni w Krakowie podczas wizyty w tym mieście z najmłodszą (3-letnią) wnuczką ośmielam się twierdzić, że jest u Pani przerost formy nad treścią, moja wnuczka głaskała koty pod moim czujnym okiem bo to tylko trzylatka, i jeśli nie podobało mi się jej zachowanie to zwracałam jej uwagę. A Pani wolała konfrontację z dzieckiem niż jej dorosłymi rodzicami bo mogliby coś odpowiedzieć Prawda? A tu zakompleksiona Pani blogerka miałaby Problem. Lepiej się klepie w klawiaturę niż działa.
        I mogę się założyć o każdą sumę że jak Pani się dzieci dorobi to i te idiotyczne poglądy się Pani w drugą stronę przekręcą. Wystarczająco w życiu widziałam takich niedojrzałych osóbek, które zazdroszczą innym sukcesu a same nie mają nawet w towarzystwie przedstawiciela płci brzydkiej wystarczająco kurarzu by zareagować wobec dorosłych. Żenujące Pani bloggerko.

        Polubienie

      3. To, że jakieś koty wychodzące żyły długo nie oznacza, że jest to regułą. Niech Pani poczyta o kotach potraconych, przejechanych, zaginionych przez to, że były puszczane samopas. Ich jest znacznie więcej.
        Gdzie forma mojego wpisu przerasta treść? Jest Pani to w stanie wskazać?
        Dziecko przyszło do innej sali, więc nie wiem kim byli jej rodzice, co potwierdza też fakt że nie mieli jej na oku.
        Proszę też o nie obrażanie mojej osoby, ponieważ mój blog jest moim podwórkiem i nie pozwolę sobie na to, kolejne komentarze z przytykami do mnie nie dotyczącymi treści tekstu będą usuwane.
        Nie zna mnie Pani, a uważa że jestem zakompleksiona. Mogę się dowiedzieć na jakiej podstawie?
        Oraz na jakiej podstawie wróży Pani zmianę moich poglądów?
        Żenujące są komentarze, które nie przytaczają konkretnych argumentów, a jedynie obrażają autora wymyślonymi tezami.

        Polubienie

      4. Figula pisze:

        Znów wypowiem się o tym, że źle czytacie składy i każdy powtarza to samo… W tych karmach często jest 4% jakiegoś konkretnego mięsa (np. cielęcina) z ogółu mięsa, a ogół mięsa w karmie jest nieco większy (choć pewnie też niewielki, jednak to też zależy od tego, czy w karmach przestrzegana jest kolejność malejąca składników, wchodzących w skład karmy – powinna być, ale nie znalazłam o tym żadnej informacji, aczkolwiek jeżeli tak jest to mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego często znajdują się na początku składu). Moim zdaniem najgorsza karma to KiteKat. Nie wiem, ile jest w niej mięsa dokładnie, może się mylę, ale własnie oni w składzie nawet używają mylącej gry słów. Za to Whiskas poprawił się ostatnimi czasy. Z drugiej strony, z tego co czytałam to wychodzi na to, że każda karma, gdzie widnieje napis ‚produkty pochodzenia zwierzęcego’ to gówno. Ja koty karmię różnie: daję im Winstona, Kitty, kauflandowe karmy, Butchersy, czasem jakiś Whiskas (normalnie są bardzo drogie, więc jeśli znajdę specjalną okazję…), Optymalna Dieta (też rzadko), no i nie pamiętam nawet co jeszcze z gotowych karm, a tak to jeszcze czasem gotowane mięso (w sumie to zawsze, jak robię jakieś mięso, jednak wtedy to niekoniecznie jest mięso gotowane, a raczej surowe, a rzadziej smażone), w tym też ryby. I uważam, że mają się w miarę dobrze. No i bardzo lubią też jeść brokuła, więc jak gotuję to im nie żałuję…

        Polubienie

      5. Trzebiska pisze:

        Ja wiem, że może powiem coś niepopularnego. Ale od ponad dwudziestu lat mieszkam z kotami (tak, właśnie mieskzam z nimi a nie je mam bo kota się nie ma) i od zawsze koty moje żyją swoim kocim życiem mając możliwość wychodzenia wtedy kiedy mają na to ochotę. Owszem, zdarzały się wypadki. Ale w zyciu nie powiedziałabym że średnia ich życia to było 3 lata. Na tyle kotów ile ze mną mieszkało większość dożywała minimum dziesięciu lat. I choć czasem miałam ochotę je zamknąć, jako że byłoby to dla mnie wygodniejsze, nie zdecydowałam się na to. Może, gdybym miała kupić sobie rasowca i wydać na to masę kasy to nie dałabym mu wychodzić. Bo to byłaby jakiegoś rodzaju inwestycja. Ale moje koty nie są inwestycją. Wszystkie przyszły samodzielnie, albo urodziły się u mnie z wolno żyjących matek. Nie byłabym w stanie zabrać im tej części ich życia. Choć wiem, że bywa niebezpieczna. To tak, jakby zamknąć swoje dziecko na całe jego życie w czterech ścianach i nigdy go z nich nie wypuścić bo poza domem może zostać napadnięte, rozjechane, zgwałcone czy zamordowane. Nie mogłabym….
        Co zaś do kawiarni…. myślę, że z oceną trzeba poczekać aż wszsytko się utrze. To początek więc zarówno koty jak i ludzie nie czują się tam jeszcze swobodnie. I to skrępowanie widać. Owszem, należy zwracać uwagę na dzieci bo one nie mają hamulców. Sama mam taką małą potworę, którą często koty wychowują bo ja nie wszystko widzę. I one doskonale sobie radzą używając całego arsenału środków do wytłumaczenia jej gdzie jest granica jej chceń. Ale oczywiście ja nie zostawiam wszystkiego na nich. I to powinien robić personel. Na rodziców raczej bym nie liczyła. Problem tylko w tym, że w naszym społeczeństwie przechodzimy fazę wychowawczego oszołomstwa. Dzieci mogą a nawet muszą wszystko bo to wspomaga podobno ich rozwój. Zanim trafi do ludzi, że to skrajny idiotyzm minie wiele czasu. Należy jednak trzymać kciuki za właścicielkę miejsca i być może nie wystawiać jej laurek, ale też nie siać paniki bo żadne z tych rozwiązań kotom nie pomoże.

        Polubienie

      6. Sąsiadka pisze:

        A propos karm dla zwierząt. Moje koty jadły rzekomo dobrą, polecaną przez weterynarza karmę w cenie ponad 50 zł za kg (Aczkolwiek nie kupowaną bezpośrednio u niego – nie sprzedawał karmy. Piszę to na wypadek, gdyby ktoś chciał zarzucić, że polecał, bo czerpał z tego zysk). W składzie te same zboża, co w pierwszej lepszej karmie sklepowej. Wydajność tego cuda nad cudami wcale nie powalała, w porównaniu do innych, znacznie tańszych produktów, bo dzienna porcja dla dorosłego zwierzęcia, którą zalecał producent, jest praktycznie taka sama. To tak jakbyśmy powiedzieli, że jak kupi się bułkę w markecie, to się nią mniej najemy niż taką z „prawdziwej” piekarni. Jeśli obie będą podobnej jakości – nie najemy się bardziej. Cena natomiast, o czym się przekonałam, wcale nie jest tej jakości wyznacznikiem. Teraz kupuję znacznie tańszą karmę w sklepie zoologicznym. Wolę od czasu do czasu dać kotom wątróbkę czy nawet kurczaka, niż dawać zarobić firmie, która w ładnym opakowaniu i za ciężką kasę sprzedaje – bądź co bądź – drogie, ale jednak odpadki, dopakowane zbożem. Dziękuję za uwagę.

        Polubienie

      7. Ja tylko chciałam podkreślić, że nigdzie nie napisałam, że dobre znaczy drogie.
        Za to podkreślam, że ważna jest wysoka (70-80%) zawartość mięsa wiadomego pochodzenia oraz brak zbóż. Te zdrowe karmy nie są zazwyczaj nigdzie reklamowane.

        Polubienie

      8. Sąsiadka pisze:

        Tak naprawdę taniej wyjdzie kupić wątróbkę, serca czy nawet filet z kurczaka w promocji. Przecież kot nie je nie wiadomo jak wielkich porcji. Mój weterynarz mówi jednak, że za dużo surowego mięsa też nie służy kotom, zwłaszcza kocurom, bo „przebiałczenie” też jest szkodliwe.

        Polubienie

    2. Julia pisze:

      Żaba pisze „Droga Pani, gdyby Pani znała koty, to wiedziałaby Pani, że ośmiolatka miałaby pazur w oku i kły w ręce, gdyby jej sie na prawdę nie podobało”.

      Co za bzdura !? To bardzo indywidualna sprawa. Mam trzy koty żaden nigdy nie ugryzł ani nie udrapał dziecka, choć raz się należało. Wtedy przyszły się schować do mnie jako ich człowieka. Jeśli kot ufa swojemu właścicielowi to prędzej będzie u niego szukał schronienia niż udrapał dziecko.

      Co do pomysłu kawiarni; idea dobra, trzeba tylko pracować nad realizacją – przestrzeganie regulaminu, czy edukację gości 🙂

      Polubienie

  4. Domi pisze:

    KOT TO NIE ZABAWKA, ludzie trochę empatii, ciekawe jakby jeden z drugim musiał wchodzić w interakcje dzień w dzień na czyjeś widzimisię. W moim odczuciu miało to być miejsce w którym można obcować z kotami i napić się kawy… obcować a nie na siłę tarmosić i wymuszać zainteresowanie zabawką. I jeszcze wymogi że brak rasowych kotów… matko i córko, na wystawę proszę się wybrać tam pełno rasowych… naprawdę w dup…ch się przewraca.

    Polubienie

      1. Blog pozostanie blogiem, ma swoje własne zasady i formę. Jednak z przyjemnością odezwę się do właścicielki i jeżeli będzie chciała się ze mną spotkać i porozmawiać z chęcią zrobię z nią wywiad.

        Polubienie

      2. super, trzymam kciuki, żeby wyszedł z tego owocny dialog i być może jakieś konstruktywne zmiany, które są potrzebne na linii dzieci-koty. i żeby klienci nie mieli powodów do obaw i wiedzieli że zawsze mogą wejść w dialog z obsługą jeśli coś ich zaniepokoi.

        Polubienie

      3. Sąsiadka pisze:

        Blog to tak samo forma medialna, jak np. portal internetowy. Jest publicznie dostępny. Jeśli założysz hasło i podasz je tylko znajomym to będzie insza inszość 😉

        Polubienie

      4. Blog ma inny charakter niż portal internetowy. Jest publicznie dostępny, ale autor wyraża na nim prywatne zdanie. Nie ma nad sobą wydawcy, naczelnego czy sponsorów, a także jest blogerem, a nie dziennikarzem.

        Polubienie

      5. Sąsiadka pisze:

        Owszem, ale obowiązują te same przepisy prawa prasowego. Jeśli ktoś poczuje się urażony i dowiedzie że informacja jest nierzetelna i jednostronna, to autor bloga może ponieść taką samą karę jak dziennikarz, który ma nad sobą redakcję, naczelnego itd. Różnica jest taka, że w przypadku gazety czy portalu, w pierwszej kolejności odpowiada zawsze naczelny, nawet, jeśli autorem tekstu jest ktoś inny. A w przypadku bloga, właściciel/autor bloga. Ale to tak na marginesie. 😉

        Polubienie

      6. Troszkę się mylisz. Oczywiście należy pisać tylko prawdę, ale blog to nadal opinie i refleksje autora, co za tym idzie są jednostronne. Co do obowiązywania prawa prasowego, to zależy od jego części. Należy pamietać, że ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych pochodzi z 1994 roku, także ciężko się tam dopatrywać artykułów o social media. Blogera obowiązują te same artykuły co każdą osobę np. te o zniesławieniu.

        Polubienie

    1. Sąsiadka pisze:

      To prawda, ustawa jest przestarzała (i powinna być znowelizowana w zw. z tym), ale to nie znaczy, że nie obowiązuje akurat w social media, bo definicja mediów jest mimo wszystko dość szeroka 😉 Nikt nie wymaga żeby każdy autor bloga pisał w stylu gazetowym ale odpowiedzialnośc ta sama 😉 Swoją drogą myślę że sporo osb chętnie przeczytałoby jakąś opinię eksperta i drugiej strony (właścicieli) na temat tego miejsca. Do mnie idea nie do końca przemawia, ale może się nie znam 😉

      Polubienie

      1. Jeżeli chodzi o eksperta, to lada dzień będę mogła odesłać Was do artykułu, który przez owego jest tworzony. Co do strony kociarni czekam na odpowiedź w sprawie wywiadu, który zaproponowałam właścicielce. Należy pamiętać też, że blog to pasja, a nie praca ;), przynajmniej nie w moim wypadku.

        Polubienie

  5. Zmora pisze:

    Ja również mam mieszane uczucia co do tej kawiarni. Z jednej strony niby fajna inicjatywa, a z drugieh właśnie martwi mnie ogólnie pojęty dobrostan tych zwierząt, a zwłaszcza sfera emocji, które one przeżywają. To, że kot nie drapie i nie broni się nie oznacza, że jest zadowolony. Ludzie w depresji też nie walczą o siebie… Uważam że regulamin w takim miejscu powinien być bezwzględnie egzekwowany, a jak ktoś ma ochotę pobawić się z kotkami to cóż, ale chyba wybrał złe miejsce. Martwi mnie też kwestia adopcji i procedury adopcyjnej. Czy to nie będzie przypadkiem tak, że na fali „ale dobra kawa i słodki kotek” podejmowane będą nieprzemyślane adpocje. Cóż sama to sprawdzę bo od dłuższego czasu nosimy się z zamiarem dokocenia i właśnie tam planujemy znaleźć nowego członka rodziny. Co do kotów wychodzących kompletnie się z tobą nie zgadzam. Według mnie trzymanie kotów w mieszkaniach wyrządza im mniej pożytku (mają niewiele rozrywek, przytępione instynkty, robią się leniwe i nie wiele z życia mają) niż pozwolenie im na swobodną eksplorację. Dla mnie to trochę tak jak ograniczanie samodzielnego rozwoju dziecka, tylko dlatego że boimy się, że stanie mu się krzywda. Ale to już decyzja opiekuna na co pozwoli swojemu zwierzęciu. Ja nie krytykuje wyborów innych. Pierwszy raz czytam twój tekst, ale widzę, że Ty lubisz wyciągać szybkie wnioski, oceniać i krytykować. Fragmenty o rozwydrzonyh dzieciach i marketowym jedzeniu są po prostu nie ładne. A jak już tak szybko oceniasz ludzi to miej przynajmniej odwagę wyrazić swoją opinie w realu bo tutaj się wyżywasz słownie, ale w knajpie zabrakło ci animuszu, żeby porozmawiać z rodzicami czy właścicielem przybytku.

    Polubienie

    1. To mój prywatny blog, co za tym idzie wyrażam swoje subiektywne zdanie i nie zmuszam nikogo aby się ze mną zgadzał.
      Jeżeli chodzi o koty wychodzące, to analogia z dziećmi jest błędna. Kot ma świadomość około 2-3 latka, czy dziecku w tym wieku pozwolisz samemu chodzić po okolicy?
      Poza tym jeżeli chcesz adoptować kolejnego kota, to trochę nie rozumiem skąd ten brak wiedzy. Skąd masz swojego pierwszego kota? Przy adopcjach jest przymus osiatkowania okien i balkonów i zapewnienie, że kot będzie niewychodzący, a przynajmniej ja spotkałam się tylko z takimi umowami – mowa tu o fundacjach i domach tymczasowych.
      Co do marketowego jedzenia, to naprawdę nie wiem czemu ten fragment jest nieładny. Marketowego jedzenie zawiera śladowe ilości produktów odzwierzęcych – nawet nie mięsa i jest niezdrowe oraz droższe od dobrego jedzenia.

      Polubienie

      1. Zielanna pisze:

        Co do wychodzenia mam mieszane uczucia… moja kotka jest wychodząca. Była przyzwyczajona do wychodzenia jeszcze zanim ją wzięłam (a miała już 8 lat). Czy się boje gdy wychodzi? Tak. Mimo że mieszkam w bardzo spokojnym miejscu, z dala od ruchliwych dróg i w kraju w którym kierowcy jeżdżą raczej ostrożnie, to nadal się obawiam że coś jej może się stać. Ale z drugiej strony wiem, że zamknięcie jej w domu bardzo by ją unieszczęśliwiło.

        Polubienie

      2. Miya pisze:

        Prywatne blogi/konta na instagramie itd. zezwalają na dostęp jedynie osobom zalogowanym, należącym do grona znajomych lub których w jakiś inny sposób autor upoważnia do dostępu do swoich treści. Konta z widokiem publicznym w tym momencie już nie są prywatnym wyrażaniem opinii, a artykuł, do którego ma dostęp każdy, nie jest blogiem prywatnym.

        Polubienie

      3. Myli pani pojęcia ;). Bloger wyraża na swoim blogu swoje refleksje i subiektywne opinie, a „artykuły” są postami właśnie o subiektywnym charakterze.

        Polubienie

      4. Zmora pisze:

        Wydaje mi się, że argumenty „to moje zdanie, a Ty nie masz wiedzy” nie są na poziomie otwartej dyskusji. Moje kotki adoptowałam od ludzi otwartych , podzielających moje poglądy. Nie wszyscy chcą swoje koty przykuwać do kanap, wierz mi. Zastanawia mnie tez skąd ta statystyka, a propos długości życia kotów wychodzących i nie. Wiadomo, że te wychodzące z reguły żyją krócej, ale co do dokładnych liczb to chyba nie były przeprowadzane jakieś rzetelne badania. Jeśli tak to będę wdzięczna za linka lub źródło. Ja nie porównałam kotów do dzieci bo ta analogia jest faktycznie błędna, porównałam mechanizmy zachowania ludzi w stosunku do tego co jest im drogie. Marketowe jedzenie jest kiepskiej jakości, to nie ulega dyskusji, ale ja nie oceniałabym pochopnie ludzi karmiących tak swoje zwierzęta.

        Polubienie

    2. Teo Vanu pisze:

      Szanowna Zmoro, w Twojej pierwszej wypowiedzi (z którą generalnie się zgadzam i podzielam poglądy) moją uwagę przykuł fragment o kotach niewychodzących, które rzekomo nie mają wielu rozrywek, stają się apatyczne, leniwe i zastałe. Zgodzę się z tym stwierdzeniem tylko w jednej sytuacji, mianowicie, jeśli opiekunowie kota nie dostarczają im odpowiedniej ilości czasu i sporej dawki ruchu. Jeśli ktoś ma w domu kota i uważa, że niczego mu nie trzeba prócz pełnej miski, jakiegoś legowiska i w miarę czystej toalety, bo całą resztę zorganizuje sobie sam na podwórku… to bardzo współczuję kotu! Wielu „właścicieli” kotów – nawet szczycących się kilku, czy nawet kilkunastoletnim stażem bycia z kotem niestety nadal nie wie, czy nie zdaje sobie sprawy z wielu podstawowych spraw. Choćby sytuacji, w których koty są atakowane zarówno przez inne koty, jak i psy, nierzadko nawet okrutne dzieci, czy równie okrutnych dorosłych. Sytuacji, w których przestraszony kot może zapędzić się na drzewa, wpaść w krzaki raniąc się przy tym dotkliwie, bądź zwyczajnie zostać przejechany. Patrząc również od strony innych zwierząt – nie wiemy, co robi nasz kot na zewnątrz – czy poluje na ptaki, czy goni psa sąsiada, czy wszczyna bójki z połową zwierząt w mieście. Nie mówiąc już o dużo wyższej częstotliwości wizyt u weterynarza (dodatkowe koszty) – poczynając od częstszego odrobaczania, konieczności wykonywania szczepień, których (zaznaczam: niektórych) kot spokojnie mógłby uniknąć, gdyby nie wychodził, a które mogą powodować nieprzyjemne powikłania (więcej informacji o szczepieniach i innych ciekawych sprawach najdziesz pod tym linkiem: http://www.felinologia.org.pl/program-szczepien-kotow-wg-wsava/), po najbardziej uciążliwe w postaci leczenia powypadkowego. Nie wspominam o wyższym zagrożeniu jednostkami chorobowymi i pasożytniczymi.
      Koty, które zostają w domu, jeśli tylko mają opiekunów, którzy cały czas poszerzają swoją wiedzę o tych wspaniałych zwierzętach i poświęcają im czas i uwagę w ilościach wystarczających – czyli obowiązkowa, codzienna, przynajmniej pół godzinna (a i to czasem jest za mało) zabawa z kotem plus osobny czas na mizianie, tulenie i rozpieszczanie, jeśli tylko kot ma na to chęć (!), a dodatkowo przemyślaną i dobrze zorganizowaną przestrzeń pionową w domu (półki dla kotów, drapaki, zabawki, kocie drzewka – naprawdę możliwości jest bardzo wiele) to naprawdę, naprawdę nic mu więcej do szczęścia potrzebne nie będzie. Wspólna zabawa to budowanie dobrych relacji między opiekunem, a kotem, a dla samego kota ujście energii nagromadzonej w ciągu całego dnia, co za tym idzie – i dla nas spokojniejszy wieczór/ noc i niepodrapane meble/kończyny 🙂
      Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo kot potrzebuje tego naszego czasu i uwagi – jeśli nie jesteśmy tego świadomi, albo nie jesteśmy w stanie mu tego zapewnić – nie powinniśmy mieć kota.
      Wyjątkiem są, oczywiście, sytuacje, w których kot „od zawsze” wychodził – ale to już jest zupełnie inna kwestia. Koty domowe, które całe życie spędzają w domu są przyzwyczajone do tego środowiska i czują się w nim bezpiecznie, wśród znajomych ludzi, odgłosów, mebli. Wypuszczone na dwór mogą sobie nie poradzić ze zbyt wielką ilością nieznanych bodźców i łatwo zrobić sobie krzywdę.
      Jeśli natomiast chodzi o karmy – popieram Orzechowską w 100%. Karmy marketowe nie dość,że pełne są chemii, zapychaczy i ulepszaczy (dlatego koty chętnie je jedzą, coś, jak dla nas wszelkie pokarmy typu fast food), to ilość mięsa jest znikoma i naszym mięsożercom podajemy głównie zboża, które nie są w stanie pokryć dziennego zapotrzebowania na wszystkie mikroelementy, białko i inne wartości odżywcze, a płacimy głównie za marketing producentów tychże karm. Nie muszę oddawać, że regularne i długotrwałe stosowanie takich „pół-diet” kończy się często problemami z nadwagą/otyłością, czyli w konsekwencji ze stawami, kośćcem, dodatkowo nerkami, czyli znów kolejne męczenie zwierzaka wizytami u weterynarza (to na pewno nie jest dla kota „z pożytkiem”). Reasumując, karma lepsza nie znaczy droższa, może się tak wydawać patrząc po cenie za kg karmy… ale bierzmy pod uwagę, że lepszej karmy (czyli odpowiednio zbilansowanej, z wysoką zawartością białka itd.) podajemy kotu mniej. Nasunęło mi się porównanie z koncentratem. Potraktuj lepszą karmę jako koncentrat – może jednorazowo jest to większy wydatek, ale ponieważ jej zużycie jest mniejsze, koniec końców wychodzi Ci taniej. I jeszcze jedno, choć od tego chyba powinnam w ogóle zacząć wypowiedź dotyczącą karm. Nie cena, a skład. Cena bywa myląca i nieadekwatna w stosunku do zawartości. PATRZYMY NA SKŁAD, bo to jest wyznacznikiem zdrowia, dobrej kondycji, samopoczucia i długiego, szczęśliwego życia naszego kota, przy założeniu, że oprócz tego naprawdę ŚWIADOMIE i z uczuciem podchodzimy do kwestii wychowania kota i jego socjalizacji.
      Ale się rozpisałam! Opinia na temat Kociarni innym razem 🙂
      Wszystkich zakręconych kociarzy pozdrawiam ^^

      Polubienie

  6. 123 pisze:

    …”zapewne Mieszko z Kocich Porad Behawioralnych mógłby więcej napisać”… – wspomniany pan powinien najpierw trochę się nauczyć bcować z ludźmi. Nie jest dla mnie autorytetem. Pomysł ‚kociej kawiarni’ nie jest pomysłem z moich snów a jeśli, to ze snów z koszmarem w roli głónej. Blog, jak i stwierdzenia w nim zamieszczone przez autorkę nie są prywatne!!!! To co prywatne, nie podlegające krytyce, trzyma się w domu a jęzor za zębami lub pióro w piórniku. Jeśli możemy to przeczytać to znaczy, że zostało upublicznione i cztający mają prawo się nie zgadzać z tezami w nim zawartymi. KOTOM ŻYCZĘ ZNALEZIENIA DOBRYCH, KOCHAJĄCYCH DOMÓW niekoniecznie za pośrednictwem tak chybionych pomysłów!!!!!!!!!!!

    Polubienie

    1. Jest to moje osobiste – prywatne zdanie, co za tym idzie subiektywne, umieszczone na moim osobistym blogu, na który nikt nie zmusza do wchodzenia, czytania a tym bardziej zgadzania się. Wypowiedziałam tu swoją opinię, a każdy ma prawo do zgorszenia się z nią bądź nie.

      Polubienie

  7. Kociara pisze:

    Co jest złego w puszczaniu kotów samopas? I co do marketówek absolutnie się z tobą nie zgodze. Moje koty wcinają karmę Kauflanda (suchą) dużo chętniej niż Royal Canin czy coś w tym stylu 😉

    Polubienie

    1. Royal Canin to zła karma, która ma w sobie zboża, których koty nie powinny spożywać. Jasne, że koty wcinają chętniej niezdrowe jedzenie, bo ma wiele ulepszaczy zapachu i smaku.
      Co złego w karmach marketowych? To, że mają około 4% składników pochodzenia zwierzęcego – nawet nie mięsa, a dobre karmy mąką 70-80% mięsa i są odpowiednio zbilansowane. Dostarczają kotu wszystkich potrzebnych składników. A jeżeli chodzi o cenę, to porównujac ilość jaką kot musi zjeść karmy marketowej a dobrze zbilansowanej to ta druga wychodzi o wiele taniej.
      Co do puszczania kota samopas, to takie koty żyją średnio 3 lata, a te niewychodzące 18. Na zewnątrz jest wiele zagrożeń, może wpaść pod samochód, zatruć się czymś lub zostać pogryziony przez inne zwierze. To tak jak puszczanie 3latka samopas. Do tego kot domowy jest szkodnikiem na wolności, bo zabija ptaki dla zabawy.

      Polubienie

      1. Kociara pisze:

        W mojej okolicy samochodow nie ma 😉 moje koty zyja, maja sie dobrze 🙂 a co do karmy, to akurat nie prawda. Duzo wiecej kasy wydalabym na zywienie kota bog wie jaka karma, niz marketowa.
        Czemu w takim razie karmy „lepsze” nie sa dla kotow/psow smaczne i niechetnie je jedza?

        Polubienie

      2. Jak wrócę do domu, to znajdę porównanie cen karm zdrowych i marketowych i jak to wychodzi cenowo za miesiąc żywienia. Pozwolę wysłać to Pani na maila, bo tutaj ciężko byłoby wkleić.
        Moja kotka zajada się Catz Finefood i Orijenem i trzęsie się na ich widok ;), ale fakt marketówki odkąd jest u mnie nie miała w pyszku, więc nie zna ich smaku.
        Dlaczego marketówki są chętniej jedzone przez zwierzęta? Ze względu na ulepszacze smaku i zapachu.
        To tak jak zapytać dlaczego dziecko woli zjeść MC Donalda niż warzywa gotowane na parze w domu.
        Ale to my jako opiekunowie decydujemy co je dziecko i zwierzak.

        Polubienie

      3. Jeśli faktycznie tak jest w tej kawiarni, to niedobrze. Tak czy inaczej się tam wybieram i mam nadzieję, że – pomimo obenych błędów – kawiarnia wyjdzie na prostą i zwierzęta będą się tam czuły dobrze.

        Odnośnie niewypuszczania kotów, to też mi się nie wydaje, że to jest jakaś konieczność wynikająca z jedynej słusznej troski. Mieliśmy dużo kotów, wszytskie wychodziły na zewnątrz, prawda – nieraz ginęły pod kołami samochodów, ale na pewno żyły średnio dużo dłużej niż 3 lata. Znam koty, które są trzymane w domu bądź wyprowadzane na smyczy – są po prostu smutne, nie mają przestrzeni, by pobiegać, pobawić się, wybadać teren i po prostu się cieszyć wolnością w naturalnych warunkach. Nie są to szczęśliwe koty tak jak koty wychodzące. Może niekoniecznie wszystkie są w depresji, ale różnica pomiędzy wolno chodzącymi a nimi jest duża. Rozumiem ludzi, którzy boją się o swoje koty, bo mieszkają w miejscach, gdzie łatwo o wypadek, dlatego nie oceniam. Ale obiektywnie patrząc – te koty nie są zbyt szczęśliwe. Uważam, że lepiej dla kota jesli żyje szczęśliwiej i krócej niż dłużej ale w zamknięciu. Kot to nie zabawka właśnie ani pluszak, żeby był trzymany w złotej klatce. Tak więc ok, rozumiem tych, co nie wypuszczają kotów i starają się im zapewnić jak najlepsze warunki w domu (co się wiąże z rekompensjacją tego, co kot traci nie wychodząc – nie ukrywajmy), ale pisanie, że to są jedyni prawdziwi kociarze bo im naprawdę leży dobro kota na sercu jest lekkim nadużyciem. Ja rozumiem dobro kota inaczej – nie tylko musi mieć co jeść i gdzie spać, ale też warunki by eksplorować swoją kocią naturę, co się wiąże z zabawą, wychodzeniem, nowymi bodźcami, naturą. To też stworzenie psychologiczne, a nie tylko biologiczny stwór. I kot to nie dziecko – kot nie jest człowiekiem i nie „dorosnie” do wychodzenia na zewnątrz jak dziecko. Przypisując mu takie ludzkie standardy pozbawiamy go części jego natury na zawsze. Myslę, ze standardy ludzkie powinniśmy zachować dla ludzi, a kotu dać być kotem, na użytek jego, a nie nasz.

        Polubienie

      4. Należy też zwrócić uwagę na to, że koty przeszły proces udomowienia i większość z nich wręcz boi się świata na zewnątrz. Oczywiście bardzo ważne jest aby zapewniać kotu ruch i rozrywkę np. przez zabawę. Pisanie, że koty niewychodzące są mniej szczęśliwe niż wychodzące moim zdaniem nie jest trafne. Każdy ma prawo do własnej opinii.

        Polubienie

    2. Shattered pisze:

      Z karmą też mam mieszane odczucia. Mam kota domowego „przejętego w spadku”. Mimo, że wcześniej miałam koty w domu rodzinnym, to były to kanapowco-podwórkowce traktowane z miłością, ale podejrzewam, że niejedna fundacja załamałaby ręce z powodu jakości karmienia i ich trybu życia. Dopiero przy niewychodzącym kanapowcu zaczęłam uczyć się jak dbać o kota. Nadal się douczam, również w kwestii żywienia. Ostatnio, po latach karmienia kota Whiskasem i Puriną postanowiłam podnieść żywienie na wyższy poziom. Stopniowo włączyłam Mastery, później coś podobnej klasy (nie pamiętam teraz nazwy). Do tego mokra Animonda. Puszki moja kotka ruszyć w ogóle nie chciała (je tylko saszety; udało się przekonać ją do Applawsu), a po suchym miałam pełen arsenał:
      – przytyła tak, że nie wiadomo gdzie kot się kończy a gdzie zaczyna (wcześniej nie miała problemu z odpowiednim dawkowaniem sobie karmy)
      – zaczęła wymiotować i nie było to odkłaczanie
      – miała problemy z wypróżnianiem się: saneczkowała, kawałki qpy przyklejały jej się do tyłka – bardzo ją to męczyło
      – qpy były tak śmierdzące, że nie dało się wytrzymać
      – zrobiła się mniej aktywna
      – sierść była matowa

      Wróciliśmy do starej, sprawdzonej Puriny One i znowu jest normalnie. A trochę nam zajęło dojście do przyczyny takiego stanu, bo nie podejrzewaliśmy o to wysokojakościowej karmy. Teraz, mimo, że jestem zwolenniczką jak najlepszego traktowania wszystkich zwierząt, wiem, że nie wszystko jest czarno-białe i czasem trzeba pójść na kompromisy. Wbrew pozorom – dla dobra zwierzaka.

      Polubienie

      1. Sąsiadka pisze:

        U mnie było podobnie, minus saneczkowanie. Niestety nadwaga o ile zginęła, tak kotka nadal ma worek tłuszczowy na brzuchu, kawałek jak gdyby luźnej skóry z tłuszczem. I tego za nic zgubić nie może. :/

        Polubienie

      2. Sąsiadka pisze:

        To prawda, ale mam wrażenie że akurat w przypadku moich futer żywienie miało jednak niemałe znaczenie. Zanim nastąpiła zmiana karmy, wyglądały i zachowywały się normalnie. Po zmianie – to już nie były te same zwierzęta niestety. Nie umiały sobie dawkować jedzenia, cokolwiek było w misce było zjadane, nawet jeśli miałyby wymiotować od nadmiaru. O nadwadze już wspominałam. Zmiana karmy odbyła się stopniowo, więc to też nie była kwestia jakiegoś nagłego „szoku”.

        Polubienie

      3. Sąsiadka pisze:

        Tak, porcję zawsze ważę. Dzienną dawkę dzielę na 3 części i podaję w odstępach. Z tym, że zwierzę zawsze samo powinno ocenić, czy całą 1/3 da radę zjeść jednorazowo, czy powinno zrobić to w kilku podejściach. W przypadku lepszej – rzekomo – karmy to było dosłownie jedzenie na umór. A potem zdarzało się, że zwracanie nadmiaru. Zupełnie jakby koty były wygłodzone, po długim poście i dorwały się przypadkiem do źródła pożywinia. Może zalecenie odnośnie dziennej porcji było po prostu newłaściwe, z kalorycznością tej karmy było coś nie tak? Nie wiem.

        Polubienie

      4. Shattered pisze:

        U mnie było dokładnie tak samo 😦 Kotka (i my również) była przyzwyczajona do suchego żarcia w misce 24h i zjadała dokładnie tyle ile potrzebowała. Przy Mastery zaczęło się wymiatanie. Przeszliśmy na porcjowanie 3 x dziennie, ale kot darł się jakby nie jadł od tygodnia i robił armagedon w domu (jak ignorujemy jej wołanie o jedzenie, to zrzuca wszystko po kolei, łącznie z ciężkimi/cennymi przedmiotami albo drapie książki). Jak tylko pojawiało się żarcie, to miska była wylizywana do czysta, a żarcie niedługo później zwracane. Myśleliśmy, że nie może się odkłaczyć, więc kupiliśmy trawę i odkłaczacze. Jak wymioty były wyjątkowo silne, to chodziła głodna, więc ją podkarmialiśmy – błędne koło. Powrót do marketówy to była ostatnia deska ratunku przed bardzo stresującą dla kota wizytą u weta. Pomyślałabym, że kot był tak łapczywy, bo karma była dobra, ale saneczkowanie i kuwetowe problemy utwierdziły mnie w przekonaniu, że może jednak niekoniecznie premium jest zawsze najlepsze. Nie wiem czy to było jakieś uczulenie – nie jestem w stanie tego sprawdzić (kot jest z gatunku tych, których do weta zanosi się w ostateczności). Po powrocie do Puriny problemy ustały. Teraz mam tylko kota do odchudzenia.

        Polubienie

      5. Magdalena Urbanik pisze:

        Nie ma sie czym chwalic, bo Purina One to jedna z najlepszych karm na rynku. Co z tego, ze siersc po tym blyszczy (dzieki dodanej do karmy chemii) jak niszczy kotu narzady wewnetrzne? Jest MNOSTWO dobrych karm, nie mozna sie poddawac i od razu wracac do syfu. A

        Polubienie

  8. bez sensu trochę tworzyć kocią kawiarnię z kotami, które nie lubią ludzi i nie są takimi typowymi pieszczochami. przecież takie zwierzę źle się czuje i to jest niepotrzebne narażanie go na stres. a człowiek do kociej kawiarni też przychodzi nie tyle na kawę, co żeby z kotkami po obcować, a jeżeli one nie chcą no to jaki w tym sens? oczywiście broń boże nie chodzi o to, żeby zwierzęta do czegoś przymuszać. idealnie by było gdyby one same podchodziły do ludzi, ocierały się o nogi, wskakiwały na kolana ❤ tak sobie widzę kocią kawiarnię. pełną kotów, które lubią ludzi i dążą do kontaktu z nimi.

    Polubienie

  9. Aga pisze:

    Straszny bełkot w wykonaniu pani blogerki. Zadufanie w sobie, poczucie nieomylności w sprawach kocich i powtarzanie stereotypów o kotach, które niewiele wspólnego maja z aktualnym stanem wiedzy. Żenada

    Polubienie

    1. Pani Ago będę bardzo wdzięczna za wyprowadzenie mnie z błędu jeśli chodzi o moje „stereotypy o kotach, które niewiele mają wspólnego z aktualnym stanem wiedzy”.
      Proszę o ich wymienienie i obalenie podparciem o autorytety lub badania.

      Polubienie

      1. Joanna pisze:

        Oczekiwanie od drugiej strony dyskusji, że ta poda argumenty poparte rzetelnymi źródłami, podczas gdy samemu się pisze artykuł oparty jedynie na personalnych opiniach i utartych schematach jest moim zdaniem śmieszne. Proszę samej też się wywiązywać z takich oczekiwań.

        Swoją drogą – rozumiem, że to jedynie Pani opinia, którą ma Pani jak najbardziej prawo wyrażać. Jednak utrzymywanie na siłę, że to PRYWATNA strona i nikomu nic do tego jest już imho dziwne. Wyrażanie opinii, czy to publicznie w internecie czy też komuś osobiście w cztery oczy wiąże się z odpowiedzialnością za własne słowa. Pani opinia poszła już „w świat” i wiąże się z dużymi konsekwencjami. Widać to chociażby na profilu kociej kawiarni, jaka ma powstać w Poznaniu (z tej właśnie strony trafiłam na Pani bloga) – ludzie przez pryzmat Pani opinii oceniają już podobne miejsca negatywnie, wrzucając je do jednego worka. Nie jest Pani specjalistką w dziedzinie, o której Pani napisała artykuł, a ponadto nie chce Pani wziąć za niego odpowiedzialności, zasłaniając się lakonicznym „to mój blog i moje klocki”.

        Prosiłabym zatem aby to Pani w pierwszej kolejności sięgnęła do jakichś rzetelnych źródeł i do opinii osób, które faktycznie znają się na temacie, zamiast rzucać jedynie własnymi domysłami. Prawda jest taka, że do kawiarni poszła już Pani z dużą dozą rezerwy, a czytając Pani tekst mam wrażenie, że będąc tam na miejscu wręcz wyczekiwała Pani jakichś potwierdzeń swojego niezbyt przychylnego zdania. Bloger to już nie jest osoba, która pisze sobie swój wirtualny pamiętniczek. To osoba, która ma wpływ na odbiór rzeczywistości przez czytelników i która w łatwy sposób tę rzeczywistość może przekłamywać – w dobie internetu liczy się bowiem szybkość informacji, a nie jej źródło. Proszę mieć to na uwadze, zanim znowu zacznie Pani zasłaniać się hasłem „moje osobiste odczucia na prywatnym blogu” – bo słowa w internecie mają niestety sporą siłę, czy Pani tego chce czy nie.

        A co do samego miejsca – ocenianie całokształtu projektu po jednych odwiedzinach…bardzo na nie-e. To, co Pani widziała nie musi być w tym miejscu regułą, natomiast Pani od razu przekreśla całe miejsce z powodu jednego incydentu. Incydentu, na który nawet Pani NIE ZAREAGOWAŁA – to jest dla mnie najdziwniejsze w tym wszystkim. Uważa się Pani za „kociarę”, a w momencie, gdy ktoś w Pani odczuciu robił krzywdę kotu to Pani reakcja była praktycznie zerowa. Zwrócenie uwagi dziecku sprawiło tylko, że to to dziecko się z kolei wystraszyło i zestresowało – bardzo nie w porządku z Pani strony, jedynie po to, by czuć, że zrobiło się „cokolwiek” w tej sprawie.

        Ja bym tej kawiarni dała nieco czasu. Z tego, co słyszałam to dopiero niedawno było otwarcie. Sama się pewnie nie wybiorę, bo do Krakowa mi daleko, poczekam aż otworzą w Poznaniu (o ile w ogóle). Natomiast mogę powiedzieć, że kiedyś kilkukrotnie odwiedziłam podobne miejsce w Paryżu – tam też dzieci podbiegały do kotów. Personel często zwracał uwagę, ale zdarzyły się też sytuacje, kiedy tej reakcji nie było. Nie wydaje mi się jednak, by przez te pojedyncze incydenty całe miejsce zaraz przestało mieć rację bytu.

        Życzyłabym zatem Pani umiejętności obserwacji „dwustronnej” – nawet w tych sprawach dla Pani bardziej „kontrowersyjnych” opiniowo.

        Miłego dnia 🙂

        Polubienie

      2. To nie jest artykuł tylko post. Biorę za niego pełną odpowiedzialność w sensie, że jest on napisany zgodnie z prawdą i szczerze.
        Każdy ma swój rozum i sam może ocenić czy zgadza się z moją opinią czy nie.
        Nie odpowiadam za to na ile świadomie każdy korzysta z internetu.
        Niczym się nie zasłaniam jedynie edukuję czym jest blog, bo jak widzę ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, a jest od właśnie od wyrażania SUBIEKTYWNYCH opinii, które mają być szczere i zgodne z prawdą.

        Polubienie

  10. Mimitos pisze:

    Dlaczego uważacie, że autorka powinna zwrócić uwagę rodzicom dziewczynki? To jest raczej obowiązek obsługi lokalu. Poza tym, co z tego, że zwróciłaby uwagę dwóm osobom – to na pewno nie była pierwsza i ostatnia taka sytuacja, dlatego obsługa powinna być wyczulona i od razu reagować. Śmieszy mnie też postawa niektórych osób – „jestem miłośnikiem kotów, kocham moje kotki tak bardzo, że pozwalam im biegać samopas po mieście”. Uważam, że odpowiedzialny właściciel kota powinien wiedzieć, co jest dla niego najlepsze i właśnie to mu zapewnić. Jasne, fajnie jest sobie pobiegać, polować na ptaszki i myszki, ale przestaje być fajnie, gdy ulubiony kociak ginie pod kołami samochodu, zagryziony przez psa lub po prostu gubi się, a zrozpaczeni właściciele błagają o pomoc w odnalezieniu go. Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym spać spokojnie wiedząc, że moja kotka jest sama poza domem, nie macie wyobraźni? Dawkę ruchu, jakiej kot potrzebuje powinno się mu zapewnić w domu poprzez zabawę, ale rozumiem, że dla niektórych wygodniej jest kota wypuścić i nie przejmować się, że mu się nudzi.

    Polubienie

    1. Mikolaj pisze:

      Rozumiem, że do innych osób ze swojej rodziny podchodzi Pani/Pan z podobną ostrożnością? Nie wypuszcza do szkoły, pracy, bo może zginąć potykając się na chodniku, albo zostać rozjechanym, albo sam spowodować wypadek samochodowy… Kot jako drapieżnik lubi chodzić swoimi ścieżkami. Od 8 lat mój kot jest wychodzący, ratowałem go kiedy kot sąsiad rozcharatał mu tchawicę, czy przez to kot zaczął bać się wychodzić? A skąd… Nie wyobrażam sobie trzymania młodego kota w domu nonstop jeśli od małego był nauczony wychodzenia na zewnątrz – to dopiero byłaby dla niego mordęga…

      Polubienie

      1. Jeżeli chce już Pan porównywać koty do ludzi, to powinien Pan porównać wypuszczanie kota do pozwalania dwu/trzylatkowi chodzenia samemu. Pozwala Pan na to dzieciom w tym wieku? A psa/papugę/chomika też Pan wypuszcza wolno?

        Polubienie

  11. gosia pisze:

    Z tego, co mi wiadomo już teraz w kociej kawiarni każdy rodzic przychodzący z dzieckiem po raz pierwszy jest przez obsługę edukowany i w szczególności proszony, żeby nie spuszczał dziecka z oka. Byłam tam już kilka razy i faktycznie raczej nie widziałam już takich sytuacji.
    Należy też zwrócić uwagę, że każdy kot ma swój charakter, a pracownicy kawiarni spędzają z tymi kotami najwięcej czasu i prawdopodobnie wiedzą na co z kotem można sobie pozwolić. Może dlatego dziewczyna z obsługi nie reagowała. Z moich obserwacji wynika też, że koty muszą być jakoś dobierane pod kontem charakteru. Moje koty by się tam raczej nie nadawały, bo są bardzo nieufne, ale te kawiarniane mają ewidentnie charaktery bardziej „do ludzi” i nawet dżemkę wolą sobie uciąć w towarzystwie.

    Polubienie

  12. Panny Dwie pisze:

    Byłam, widziałam. koty rzeczywiście bardzo, dla mnie za spokojne. Mam swoje dwie, więc bardzo dziwiła mnie reakcja, a właściwe totalne olewanie ludzi przez koty. Nie zauważyłam na szczęście jakiś niepożądanych zachowań ze strony dzieci, w mojej sali rezerwacyjnej była jedna dziewczynka, mama tłumaczyła jak z kotem postępować. Tłumy rzeczywiście wielkie, myślę, ze z czasem troszkę się uspokoi. Sam pomysł kawiarni z możliwością adopcji kota mi się podoba, rzeczywiście przydałaby się w takim miejscu stała obecność osoby która sprawowała by nadzór nad zachowaniem ludzi i kotów, taki behawiorysta promujący świadome adopcje, sterylizacje.

    Polubienie

  13. Julia pisze:

    Cóż, Ja osobiście nie jestem w stanie odwiedzić tego lokalu, gdyż jestem z okolic Wrocławia i szczerze to nigdy nie miałam takiej możliwości aby odwiedzić Kraków (choć to miasto jest na mojej liście rzeczy do zrobienia ;D ) i myślałam o odwiedzeniu owej restauracji z tego względu, że sama wspierałam inicjatywę otworzenia owej restauracji (w mojej głowie było coś podobnego do tych japońskich kocich kawiarni)
    Sama jestem posiadaczką kotki, a dokładnie „domowej” przysłowiowego dachowca. Zabrałam ją ze wsi od starszej Pani, która oddawała kociaki gdyż trochę jej się ich namnożyło, a sama nie była już w stanie się nimi zajmować. Od tamtego momentu moja kocica żyje w bloku w mieszkaniu i wychodzę z nią na zewnątrz jedynie podczas wakacji i gdy wybieram się z nią do weterynarza na badania kontrolne. Ma już 11 lat i ma się świetnie, a od 6 lat towarzyszy jej pies rasy beagle, który również został przeze mnie odkupiony od mężczyzny, który prowadził hodowlę, ale musiał ją zlikwidować – dlaczego? Nie mam pojęcia, ale za to mam cudownego psiaka.
    Jak to zwierzaki – na początku kotka obchodziła nowego mieszkańca z daleka. Uciekała i chowała się przed sunią na meblach i w pościeli a teraz zachowują się jak przyjaciele. Cały czas się ze sobą bawią, śpią, choć i bywają dni, że kotka podgryza psa w bok i po łapach.
    Ówcześnie miałam kotka wychodzącego… przeżył 9 lat… Cały czas chorował i walczył z innymi kotami o terytorium. Zaraził się jakimś świństwem od upolowanych ptaków, które przynosił mi do domu.
    Teraz ciesze się, że moja kotka wychodzi tylko w wakacje, nie choruje i jestem szczęśliwa bo ona również jest 😉

    Polubienie

  14. Małgorzata pisze:

    Bardzo ładnie Pani napisała i całkowicie popieram. Mam trzy koty, każdy jest inny i widzę że żyją u nas szczęśliwie i bezpiecznie. Ale o ich bezpieczeństwo dbamy my. Każdy kto do nas przychodzi z dziećmi wie ze koty to nie zabawki i jeśli kot zechce to sam przyjdzie. Ściganie i naciaganie kota u nas nie przejdzie nawet jeśli dziecko które jest u nas gosciem ma byc niezadowolone. Trudno. To ja jestem odpowiedzialna za re stwory i one mi ufaja. Poza tym koty przesypiaja wiekszosc swego zycia i dziwne ze pani wlascicielka o tym nie pomyslala. Szkoda bo idea wydawala mi sie fajna a teraz widze ze na pewno tam nie pojde bo sie tylko zdenerwuje. Pozdrawiam!

    Polubienie

  15. magda pisze:

    Hej! Chciałam dorzucić swoje trzy grosze, jako że jestem wolontariuszką w Kociej, a także wielką kociarą (sama od wielu lat mam koty) i miłośniczką zwierząt wszelkich 🙂
    Otwarcie takiego miejsca w Polsce to na wstępie ogromne ryzyko, bo niestety taką mamy naturę, że lubimy zwracać uwagę przede wszystkim na to, co negatywne i na tym się koncentrować. Początki są na prawdę trudne- na wierzch wychodzi wiele spraw, których nie brało się pod uwagę, takie na przykład jak zachowanie dzieci. Tworząc regulamin brane było pod uwagę to, że trzeba będzie upominać zarówno ludzi, jak i dzieci, jednak pomiędzy teorią a praktyką jest bardzo duża przepaść. Jak wszyscy wiedzą, póki co Kociarni pomagają wolontariusze, którzy mają jak najlepsze chęci, ale czasem przy pierwszej styczności z daną sytuacją nie mają śmiałości zareagować. Organizowane są spotkania wolontariuszy, na których wymieniamy się wrażeniami, propozycjami zmian i uczymy się jak się zachowywać w różnych sytuacjach. Także wciąż nad tym pracujemy, aby z tygodnia na tydzień było coraz lepiej !
    Jak chodzi o wystrój, to budżet był dość ograniczony i stąd pewne tymczasowe niedociągnięcia. W planach jest wiele zmian i ulepszeń, ale na to trzeba czasu (pani Ewa ma na prawdę tony spraw materii wszelkiej do ogarnięcia) i funduszy. Wiele mamy pomysłów i mamy nadzieję, że wkrótce wejdą w życie 🙂
    Co do koteczków, to nie ma jakiegoś wybitnego castingu na kota towarzysza nr 1, bo ideą jest znalezienie domu dla kotów bezdomnych, a nie gwiazd kociego wybiegu. U weterynarza koty przechodziły kwarantannę, dłuższą lub krótszą w zależności od stanu zdrowia, a także przez pewien okres czasu oswajały się ze sobą pod okiem weterynarza właśnie, dopiero potem zawitały do kawiarni, po uprzednim upewnieniu się, że będzie im ze sobą dobrze. Sporą ilość czasu spędzają śpiąc koło siebie, tuląc się i myjąc nawzajem. A że czasem mają ochotę na jakieś harce to i poleci kłaczek 😛 choć osobiście tylko raz widziałam taką sytuację (i to w przypadku Szczęściarki i Kleksa, a Ci dwoje najbardziej się lubią 😉 ) Moje dwa siedmiolatki też czasem się pokotłują, jak to koty, co nie przeszkadza im chwilę potem spacerować w zgodzie po mieszkaniu 🙂 Poza tym nasi rezydenci mają swój plan dnia- w pewnych porach są bardziej towarzyskie, w innych mniej (np. w okolicach południa najczęściej ucinają sobie długą drzemkę). Co do szczegółów faktycznie najlepiej porozmawiać z Panią Ewą, chociaż nie ukrywam, że teraz kontakt może nie należeć do najprostszych, bo mimo najszczerszych chęci ciężko jest odpowiedzieć na dziesiątki, jak nie setki maili dziennie, a oprócz tego zajmować się całym ogromem różnych spraw związanych zarówno z fundacją jak i kawiarnią.
    A jeszcze jak o adopcje chodzi, bo nie wiem czy tu widziałam ten wątek, czy jeszcze gdzie indziej- w planach jest dłuższy proces niż przyjście potencjalnego przyszłego właściciela do kawiarni, pokizianie kotka i stwierdzenie „to ten”. W zamyśle to koty mają wybierać sobie „dwunoga”, jak to ktoś fajnie określił 🙂 I będzie to trochę trwało. Jest to trudny temat, dlatego został odwleczony w czasie, by go porządnie przemyśleć.

    Reasumując- wszyscy związani z Kociarnią, z panią Ewą na czele, chcą na prawdę jak najlepiej. ALE rzeczywistość rządzi się swoimi prawami i potrzeba czasu, by wszystko poukładać tak, jak się należy. Uwielbiam Kociarnie i kociaki, które w niej rezydują, i bardzo żałuję, że nie mogę spędzać tam tak dużo czasu, jakbym chciała. Podejrzewam, że mogę wywołać jakąś lawinę komentarzy i z góry przepraszam za brak natychmiastowych odpowiedzi jeśli się tak stanie, ale aktualnie wyjeżdżam i mogę nie mieć swobodnego dostępu to Internetu. Pozdrawiam jednak wszystkich gorąco i proszę o odrobinę wyrozumiałości 😉 Staramy się brać pod uwagę wszelkie komentarze, by Kociarnia funkcjonowała jak najlepiej!

    Serdeczności!
    Magda 🙂

    Polubienie

  16. Aga pisze:

    Pani Magdo, a co oznacza kwarantanna dłuższa lub krótsza? tzn ile ta krótsza trwa? Jak będzie wyglądać procedura adopcyjna? Czy wolontariuszy ktokolwiek przeszkolił z zakresu opieki nad kotami, potencjalnych chorób, kocich zachowań?

    Polubienie

  17. Daga pisze:

    „Idąc do drugiej sali mija się drzwi do pomieszczenia wyłącznie dla personelu i kotów – mają tam kuwety, jedzenie oraz mogą się schować jeśli nie mają ochoty na przebywanie z gośćmi.” Jeśli nie będą miały ochoty głaskania- pójdą sobie po prostu. Koty są indywidualistami i tak łatwo w kasze nie dają sobie dmuchać. Mam koty od lat. 😉

    Polubienie

    1. Właśnie koty są indywidualistami i tak samo mają np. upatrzone ulubione miejsca do spania. Wszystko zależy od kota, a należy też pamiętać, że część z nich jest do adpocji, co za tym idzie po przejściach.

      Polubienie

  18. Deszcz1 pisze:

    Ludzie kot to nie pozytywka nakrecisz i gra.To zwierze potrafi spac 18 godzin na dobe .Do dupy sa takie miejsca bo nie wnosza nic w mentalnosc ludzi kolejn bar by zabawic gawiedz jak w cyrku sie dziwicie ze lew zezarl durna treserke bo wreszcie sie nalezalo.picu picu pod publiczke a w schroniskach koty smutne

    Polubienie

  19. chybaniekociara pisze:

    Tak wiem ze artykuł nie o tym Ale nie spodobała mi się jedna rzecz. „Kociarze (Ci prawdziwi, dla których dobro kota jest najważniejsze, którzy nie karmią swoich pociech marketówkami i nie wypuszczają ich samopas)”. Czy to znaczy, że jeśli moje dwa największe skarby jakie posiadam lubią jeść „marketowki” i właśnie takimi karmami są żywione to nie jestem prawdziwym kociarzem?

    Polubienie

    1. Szanowna Pani, pojawiło się już wiele komentarzy w tym temacie i prosiłabym na przyszłość o ich prześledzenie i sprawdzenie moich odpowiedzi. Bo ja jestem jedna, a Was wielu.
      Odpowiem jednak po raz kolejny.
      Po pierwsze to mój blog i wyrażam tutaj moje refleksje.
      Po drugie w mojej opinii karmienie marketówkami, to zaniedbywanie kota pod względem jego potrzeb żywieniowych. To są naprawdę złe karmy, których skład jest porażający i nie są w ogóle zbilansowane. Jeżeli chodzi o cenę to w przeliczeniu ile kot powinien zjeść dobrej, zbilansowanej karmy z zawartością 70-80% mięsa wiadomego pochodzenia, a tej marketowej wychodzi taniej. Nie doliczam już do tego kosztów leczenia, a słabe jedzenie prowadzi do wielu chórób jak u ludzi tak i u zwierząt.
      To my jako opiekunowie mamy większą wiedzę niż koty i to my decydujemy co jedzą, dlatego też takie zachowanie uważam za pójście na skróty, co za tym idzie to nie kot jest na pierwszym miejscu.
      Dodam tylko, że kot chętnie się zajada marketówkami przez ulepszacze smaku i zapachu wewnątrz. To tak samo jakby Pani zapytała czy jest złą matką jeżeli karmi Pani swoje dzieci jedynie MC Donaldem, a one lubią to jeść.

      Polubienie

      1. Rafaelo pisze:

        Ja też radzę czytanie komentarzy (FIGULA, 12 Lipiec 2015 o 18:27) a nie powtarzanie tych głupot o zawartości 4% mięsa w karmie „marketowej”.

        Polubienie

      2. Tak, tam nie ma mięsa, a składniki pochodzenia zwierzęcego czyli np. pazury. Ale oczywiście każdy stoi przy swoim, ja polecam poczytać składy i porozmawiać z ludźmi którzy pracują w takich fabrykach.

        Polubienie

      3. Rafaelo pisze:

        „mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego” – inna kwestia już jakie to są proporcje. Ale czy dla zwierzęcia typowo mięsożernego naprawdę takie złe są produkty pochodzenia zwierzęcego? Dzikie, duże kotowate zwierzęta jak dopadną ofiarę to raczej z niej nic nie zostaje poza chyba samymi kośćmi. Dzikie koty jak polują na mysz to też raczej jedzą ją w całości. Oczywiście to są tylko moje domysły, w temat się nie zagłębiałem.

        Polubienie

    2. Magdalena Urbanik pisze:

      To znaczy, ze nie zalezy ci na zdrowiu pupila. Jak ktos kocha, to dba, a nie kupuje syfna karme, bo ma ja pod reka w Lidlu i Biedronce i nie musi sie wysilac czytajac sklady karm i kombinujac.

      Polubienie

  20. Ng pisze:

    Dużo miejsca. Koty rozwalone w legowiskach… usatysfakcjonowane tym, że czasem ktoś je głaska. Nie można kotów brac na ręce, nie mozna fotek z lampą robić i zeby je glaskac trzeba umyc ręce plynem antybakteryjnym. Ma sie wrażenie ze jest sie u kogoś w domu a nie w kawiarni. Częsc z zamawianiem jedzenia czy napoju jest bardzo oddzielona. Nie ma krzeseł, tylko takie miękkie siedziska wzdłuż sciany..wiec wyeliminowany jest hałas przesuwanych krzeseł. Koty jak nie mają ochoty widziec ludzi to mogą sobie isc do części gdzie goscie nie mają wstępu, mogą tez isc polezec na legowiskach ktore są na scianie wysoko wiec nie da sie ich sciagnac dopoki same nie będą chciały. Przede wszystkim nikt na siłe brać ich nie moze. Kot moze byc na rekach tylko wtedy gdy sam przyjdzie czlowiekowi na kolana. Jeśli wchodzą dzieci/dziecko to rodzic jest pouczany odnosnie niemęczenia kotów.

    Polubienie

      1. saja pisze:

        Byłam tam wczoraj i właśnie tak to wyglądało. Zanim weszłam widziałam, że podobnie jak ja prawie każdy przeczytał regulamin- krótki, ale konkretny. Jak weszła matka z dzieckiem na oko 8-10 letnim- obsługa podeszła opowiedzieć o najważniejszych rzeczach i pouczyć rodzica, jedna dziewczyna się zapomniała i wzięla kota na ręce i została pouczona, że koty mogą być na człowieku jeśli kot sam na człowieka wejdzie – nic wbrew ich woli. Kawiarnia ma nie tylko umilać ludziom czas, ale i pomóc kotom… w znalezieniu dla nich nowych domów.

        Polubienie

  21. Kasia pisze:

    Nie wiem od kiedy to kot ma być na zawołanie??? Myśli tak tylko osoba, która nigdy w życiu z kotem nie miała do czynienia. Kota często trzeba zachęcić do zabawy, on nie wie, że tam „pracuje” jako żywa zabawka (niestety) i robi to, na co ma ochotę. Rozwalają mnie ludzie, którzy myślą, że wszystkie koty nagle się rzucą do zabawy, wskoczą na kolano i będzie super- mało, który kot ot tak przyjdzie do obcej osoby, nie mówiąc o spaniu na kolanach… a co do dzieci i ich zachowania- mało, które jest nauczone przez rodzica szacunku do żywej istoty- ja zawsze zwracam uwagę na takie zachowania bo nóż mi się w kieszeni otwiera jak widzę kota/psa tarmoszonego przez dziecko.

    Polubienie

  22. Elbeble pisze:

    Jako ogromna crazy cat lady przeczytałam z uwagą i artykuł, i wszystkie pod nim komentarze… I – jak zwykle 😛 – mam wrażenie, że prawda tkwi gdzieś pośrodku. Lokal dopiero raczkuje, obija się o problemy, których nie przewidziano przed otwarciem (czynnik ludzki zawsze zaskoczy, czego by się nie robiło 😛 ). Głos autorki jest bardzo krytyczny i subiektywny, ale to jej blog i ma do tego prawo, mam jednak ogromną nadzieję, że są to wrażenia przesadzone, i że autorka, jak napisała, otworzy się na dialog z drugą stroną. Jak już niejedna osoba wcześniej zauważyła, gdyby zwierzaki miały naprawdę dość, schowałyby się. Z drugiej strony – może faktycznie w lokalu powinny się pojawić „kotopsy”, które same garną się do kontaktu z każdym (zdarzają się i takie), koci wolontariusze-„pracownicy”, stali rezydenci, zachęcający do adopcji „dzikszych” kolegów (argument z rasowcami to kpina jakaś, nie to, że mam coś do rasowców, ale jak ktoś chce oglądać rasowe koty, to niech idzie na wystawę, a nie żąda od kawiarni, aby dla jego rozrywki zaopatrzyła się w koty rasowe). Moim zdaniem obowiązkowo w kawiarni powinny pojawić się też kocie przysmaki i może, na przykład, ulotki wręczane gościom na wejściu? Z pięcioma krótkimi podpunktami i najlepiej piktografikami, bo nie ma co ukrywać, ludziom czytać się nie chce, i większość regulaminy po prostu olewa. A taka ulotka z żartobliwą „instrukcją obsługi kota” byłaby przeczytana nawet z nudów w oczekiwaniu na kawę i miałaby czynnik edukacyjny ^^.
    A jakby przy mnie jakiś dzieciak męczył kota, to bym w te pędy leciała do obsługi. I dopiero jakby wtedy obsługa nie zareagowała, to bym się wściekła.

    Polubienie

    1. Na dialog jestem otwarta :), a że stwierdziłam że taką rozmowę lepiej by się oglądało niż czytało, bo widać wtedy też emocje, to już skontaktowałam się ze znajomymi, którzy z chęcią pomogą mi z realizacją. Jak dotrę z miasta do domu zabieram się za pisanie do właścicielki Kociarni w tej sprawie :).

      Polubienie

  23. Gaja pisze:

    Pierwszy raz słyszę o kociej kawiarni i nie uważam niestety tego pomysłu za dobry. Mój kot chyba by oszalał, jest kochany, nie gryzie, nie broi, przychodzi kiedy chce i do kogo chce. Gdy przychodzi moja szwagierka, ktörą zna kupę lat, chowa się do szafy, na znajomego reaguje pozytywnie, siedzi i się na niego patrzy. Daję mojemu kotu wolną ręke i jego prywatność! Nie wybrażam sobie jak wielki stres przeżywaja te kociaki w kawiarni, co chwile inni goście, cały czas w centrum. Nawet niektöre schroniska nie wpuszczają ludzi ot tak z ulicy, co uważam za dobre rozwiązanie.trzeba umówić wizytę i wtedy dopiero można oglądać zwierzęta, na pewno zmniejsza to stres kotów czy psów.
    Tak jak Pani napisała, rozłożyć pluszaki, ulotki, udostępnić pomieszczenie dla kotów i umawiać wizyty przedadopcyjne.

    Polubienie

  24. iwona pisze:

    Mamy zupełnie inne wrażenie po wizycie. Nie będę się wypowiadać w kwestiach, na których się nie znam, ale o samo zachowanie personelu i ludzi będę się czepiać. Byłam w kawiarni jak do tej pory ze dwa razy, bo kotki są wspaniałe i nawet jak sobie śpią i tylko na nie patrzę z daleka to jakoś od razu się lepiej na sercu robi. Ludzie chcieli głaskać koty, bawić się z nimi – owszem, kto by nie chciał? Ale nikt na siłę tego nie robił. Łącznie w kociej kawiarni spędziłam ok. 4 godzin pewnie. Przez ten czas nikt kotów nie budził, nie zmuszał do kontaktu i zabawy. Koty jak chciały to podchodziły, nikt nic na siłę nie robił. A nie, przepraszam, raz ktoś chciał wziąć kota z parapetu jak spał, to wolontariuszka, która siedziała na sali i bacznie wszystko obserwowała od razu zareagowała jak trzeba.

    W KK byłam przed początkiem lipca, a więc przed Pani wizytą. Może trafiła pani na taki czas i osobę, która za bardzo nie przejmowała się swoją robotą. Ale jako osoba nie mająca nic wspólnego z KK (podkreślam to, bo po takich komentarzach często pojawia się uwaga, że na pewno muszę być znajomą właścicielki czy coś :)) mam zupełnie inne odczucia niż Pani.

    Polubienie

  25. magbag pisze:

    A ja bym prosiła autorkę bloga o podanie źródła tych danych:
    „Co do puszczania kota samopas, to takie koty żyją średnio 3 lata, a te niewychodzące 18”
    Informacja powtórzona w komentarzach dwukrotnie – i zapewne musi być oparta na jakiś konkretnych statystykach, dlatego prosiłabym o źródło. Z ciekawością poczytałabym więcej na temat tych danych.
    Sama, póki mieszkałam w miejscowości obok dużego miasta, przy ruchliwej ulicy – absolutnie nie wypuszczałam swoich dwóch kotów. Dla kotki nie stanowiło to żadnego problemu – świetnie się czuła w domu, miała swoją sypialnie, zabawki, towarzysza zabaw i oczywiście bawiących się z kotami dwunożnych towarzyszy także.
    Niestety dla kota było to za mało. Urodzony i przez pierwsze miesiące życia przebywający na dworze kot za żadne skarby nie chciał zaakceptować życia w zamkniętym domu. W ciągu 2 lat, które tam spędził – kompletnie zasikał wykładzinę w kociej sypialni, wykładzinę w całej piwnicy, dużą narożną kanapę i dwie wielkie walizki. Zasikanych dywaników łazienkowych nawet nie próbowałam liczyć,. Innych sypialni nie zasikał tylko dlatego, że je przed nim zamykaliśmy, a w salonie i kuchni na szczęście były kafelki. Po wyprowadzce musieliśmy robić remont – zrywanie wykładzin z zasikanych pomieszczeń, a kanapa oczywiście został wyrzucona.
    Dodam, że kot był oczywiście wykastrowany i wielokrotnie badany, by sprawdzić, czy nie sika z powodu jakiś dolegliwości. Badania nic złego nie wykazały, a kot sikał nadal.
    Od 3 lat mieszkamy w domku na, jak to mawiam końcu wsi. Naokoło nie ma żadnej ruchliwej drogi, mamy tylko własną, wewnętrzną i oczywiście nie asfaltową drogę. Do najbliższego domostwa jest 500 m., z 2 stron działkę okala rzeka, z pozostałych 2 pole i działka wiecznie na sprzedaż.
    Domek mamy tutaj malutki, ze sporym, oszklonym tarasem. Latem nie ma możliwości, żeby tarasu nie trzymać otwartego. W sumie nie było możliwości, żeby koty były nadal niewychodzące. Próbowałam na początku trzymać je na długich smyczach i szelkach, ale to był kompletny niewypał – koty w szelkach nie chciały zrobić nawet kroku. Odpuściłam i w końcu pozwoliłam im wychodzić.
    Efekt – kot wreszcie jest szczęśliwy. Przestał sikać w domu, przychodzi coś zjeść i spać. Generalnie jest, i zawsze był dzikusem, ale tutaj, gdy chodzi wolno stało się mniej dziki. Uwielbia towarzyszyć nam w spacerach po działce. Przybiega, gdy się go woła, na dworze czuje się, jak u siebie. W domu czuje się mniej pewnie – w efekcie na dworze chętnie bawi się z kotami – mamy teraz w sumie 3 koty. W domu fuka, gdy kotki do niego podchodzą.
    Kotka, dla której przebywanie w domu nie było problemem – większość czasu nadal spędza w domu, a wychodząc nie oddala się, nie wychodzi poza teren. Trzecia kotka – jedyna rasowa – jest większą powsinogą. Dlatego ma w obroży lokalizator i gdy znika nam z oczu – od razu jej szukam. Nigdy nie zostawiam jej na dworze, gdy gdzieś jadę, w nocy także nie może wychodzić. Zresztą podobnie, jak starsza kotka.
    Ryzyko przy kotach wychodzących oczywiście jest, ale czy to powód żeby oddać koty, gdy nie ma możliwości, żeby były niewychodzące?
    Osobiście uważam, że w żadną stronę nie należy przesadzać.
    Ale badań, z których wynika, ze średnia życia kota wychodzącego to 3 lata, a niewychodzącego 18 – jestem bardzo ciekawa.

    Polubienie

  26. Jestem w szoku po przeczytaniu tego. Biedne koty! Bylam ostatnio w Budapeszcie w Cat Cafe, dwa razy. Super miejce, dzieci nie ma, dorosli traktuja koty z szacunkiem. Wolno robic zdjecia i bawic sie z kotem jesli on tego chce. Bardzo ucieszylam sie na wiesci o takim miejscu w Krakowie i chcialam pojechac specjanie w tym celu do Polski. Ale jesli to tak wyglada to dziekuje.

    Polubienie

  27. mimitos pisze:

    Zainteresował mnie jeszcze poruszany tutaj temat karmy. Sama karmię swoją kotkę karmą Royal Canin i zawsze myślałam, że to dobra karma, ale czytając komentarze już nie jestem taka pewna.Czy może Pani wskazać w takim razie, jaka jest lepsza alternatywa, z większą zawartością mięsa? Z góry dziękuję 🙂

    Polubienie

    1. Royal Canin to naprawdę bardzo droga karma, która ma tylko około 40% mięsa, a do tego niezdrowe dla kota zboża. Jeżeli kupujesz RC, to bez zmiany cenowej, a nawet taniej w przeliczeniu na kilogramy spokojnie kupisz dobrą karmę bezzbożową. Moja Lola je Orijena jako suchą (zawartość mięsa w tej żółtej to około 80%, a pozostałe 20% to owoce i warzywa, w dodatku kury pochodzą z wolnego wybiegu. W sklepie zooplus.pl kupisz worek 2.27 kg za około 80 zł), ale to tylko jedna porcja dziennie. Przez chwilę miałyśmy też suchą Acanę, ale nie smakowała jej tak jak Orijen. Ja nie używałam ale z suchych bezzbożwych dobry skład ma także Taste of the Wild oraz Porta 21 lub Power Of Nature. Zdrowiej dla kota jednak jest karmić go mokrymi karmami. U nas podstawą diety są puszki z Catz Finefood (za jedną 200g na zooplusie wychodzi około 5 zł, a wystarcza nam na 1,5/2 dni), jest to bardzo dobrze zbilansowana karma dostarczająca wszystkich potrzebnych kotu składników. Inne dobre mokre karmy to: Grau, GranataPet, Feringa. Jeżeli chodzi o Catz Finefood, którą ja podaje, to ma naprawdę szeroki asortyment jeśli chodzi o smaki i można dopasować to spokojnie do kota. Ja dodatkowo mieszam z wodą i rozdrabniam bo tak lubi jeść Lola. Przy okazji polecam zakupy w sklepach internetowych jest dużo taniej niż w stacjonarnych :).

      Polubienie

      1. ann pisze:

        najlepiej (i najtaniej) to karmić kota surowym mięsem (z dodatkami). Koty w naturze, z tego co wiem, nie gotują/nie grilują myszy/ptaków itd. 🙂 Ale może się nie znam 😉

        Polubienie

  28. mimitos pisze:

    Dziękuję za odpowiedź 🙂 Z moją kotą jest ten problem, że ona po prostu gardzi mokrą karmą. Jak była młodsza, to zjadała jeszcze Animondę Carny junior, ale potem też przestała lubić. Próbowałam wprowadzić jej do diety różne saszetki, puszki, pasztety, niestety bez rezultatu, więc poddałam się i zjada tylko suchy RC. Może spróbujemy jeszcze z jakąś puszką, którą Pani wymieniła, a nuż się kota skusi 🙂 Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!

    Polubienie

    1. Nie ma za co 🙂 cieszę się, że być może kota będzie lepiej jeść. Jeśli je tylko suchą, to chociaż przestawić na bezzbożówkę. Spróbowałabym z Orijenem na początek, bo jest dość aromatyczny :).

      Polubienie

  29. Ewelina Skalski pisze:

    Ok rozumiem i nie rozumiem… po pierwsze skoro z Pani taka kociara to dlaczego nie zwróciła Pani uwagi na zaistniały fakt? moim zdaniem inicjatywa cudna skoro koty wylegują się w kawiarni a nie śmierdzącym schronisku …. i skoro z Pani taka kociara to mam pytanie czy zainteresowała się Pani adopcją chociaż jednego kota z kawiarni? czy poszła Pani wypić kawę jak reszta? przecież inicjatywa jasna > adoptować > jeśli nie czyli zachowała się Pani jak ta dziewczynka ani nie pomogła ani nie zwróciła uwagi!

    Polubienie

    1. Pani Ewelino po pierwsze zwróciłam uwagę dziecku – fakt mój błąd powinnam też dorosłym, ale byłam tam jako obserwator i skoro obsługa widziała, to postanowiłam się nie wtrącać – mój błąd.
      Druga sprawa – adopcja kotów jeszcze nie działa w kawiarni, poza tym to, że jestem kociarą nie oznacza że mam adoptować kota. Jestem za świadomym przygarniamiem zwierząt. Obecnie mam jedną kotkę z wielu względów, po pierwsze właśnie na tyle pozwalają moje finanse aby zapewnić jednemu kotu dobry byt, po drugie we wrześniu wyjeżdżam na roczne stypendium za granicę (oczywiście z kotem) i dopóki nie osiądę na jednym, stałym miejscu to nie zamierzam przygarniać kolejnych zwierząt.
      Inicjatywa nie polega tylko na adoptowaniu (przede wszystkim jak wspomniałam ta opcja jeszcze nie jest w ogóle dostępna), ale także na tym aby dać zarobić kawiarni aby miała za co utrzymać koty. Nieskromnie może napiszę, że jednak mój post dotarł do kilkunastu tysięcy osób, co za tym idzie zwrócił uwagę na nieprawidłowości i miało to szerszy zasięg.

      Polubienie

  30. Aga pisze:

    Mam wrażenie, że byłyśmy w innym miejscu 🙂
    To, że kotów nie jest wiele i raczej umiarkowanie angażują się w kontakty z ludźmi jest dość naturalne. Że nie każdemu się to podoba? To też naturalne.

    Miejsce jest dość dobrze urządzone pod kątem kotów (ludzi trochę gorzej, ale da się znieść). Mają one zarówno dużo miejsca do zabawy, jak i dobre możliwości wycofania się na bezpieczną odległość – półki, gałęzie, osobny pokój.

    W kawiarni są dwa pomieszczenia – jedno „bez rezerwacji”, drugie, bardziej kameralne – z rezerwacją (w weekendy właściwie niedostępna :). No i trzecie – tylko dla kotów (podobno miski, legowiska, kuwety – ale prosty lud pozna tylko ze słyszenia. No i dobrze.

    Generalnie – cisza, spokój, rozluźniona atmosfera. w całym lokalu dwoje dzieci – zaopiekowane zarówno przez rodziców, jak i przez obsługę, uczącą je jak zajmować się kotem, żeby sprawiało mu to przyjemność, a nie męczyło. I gdzie są kocie granice.

    Generalnie – miejsce bezpieczne, dość przyjazne. Z analizy forum opinii wynika, że te problemy o których pisze blogerka były na początku, i są systematycznie (i z sukcesem) likwidowane.

    Mam wrażenie, że artykuł jest bardziej ściągnięty z wczesnych opinii (nawet widzę podobne sytuacje i sformułowania – zamieszczane przez kilku różnych gości 🙂 ), niż faktycznej wizyty w lipcu 2015 r.

    Polubienie

    1. Nie ma osobnych kelnerek i wolontariuszy, jedno i drugie robią wolontariusze i są to te same osoby. Możesz zresztą poszukać w komentarzach wypowiedzi jednej z wolontariuszek, która o tym pisze.

      Polubienie

      1. Aga pisze:

        Jest osobny barman (ka), osobno osoba podająca zamówienia i „sterująca” ruchem przy stolikach (naczynia odnosi się samemu), a poza tym w każdej z dwóch sal jest osobna wolontariuszka wspierająca kontakty miedzy klientami i kotami (tzn. pilnująca porządku, instruująca itp.).

        Polubienie

  31. EWELINA SKALSKI pisze:

    Droga Pani post dotarł do tylu osób ponieważ oczernia Pani kawiarnię, która dopiero co powstała za mocne słowo? jak to Pani pisze „swoje zdanie” ale po co? aby kawiarnia została zamknięta? powinna Pani zwrócić się bezpośrednio do kawiarni i wyrazić swoje zdanie! a nie postępować wręcz w hejterski sposób i napędzać tą machinę, którą żywi się większość ludzi w Polsce. Tak bo przecież dobre słowa nie będzie miało jak to Pani ujęła „nieskromnie” takiego rozgłosu.

    Polubienie

  32. sdc pisze:

    trochę smutno, że wyrabia Pani sobie opinię na podstawie JEDNEJ wizyty, puszcza ją w internet i nakręca taką dyskusję. Zgodzę się zupełnie z Ewelina Skalski – napędza Pani niepotrzebnie szkodliwą machinę hejtu i to jeszcze w sytuacji, kiedy inicjatywa ma prawo nie działać w pełni sprawnie. Nie wiem, czy miała Pani okazję organizować kiedykolwiek większe przedsięwzięcie – zawsze wydarzy się coś, czego nawet najlepszy organizator nie weźmie pod uwagę.

    Na przyszłość polecam kontakt z obsługą w takiej sprawie i więcej, więcej, więcej rzetelności. Rozumiem taktykę „wyrażę kontrowersyjną opinię i będzie o mnie głośno” – ale jeśli chce Pani w taki sposób budować zasięg postów na blogu, proszę wybierać tematy, które nie zaszkodzą i nie popsują ciężkiej pracy innych. A tłumaczenie, że to Pani blog i może sobie Pani wyrażać jakiekolwiek opinie bez problemu, jest cokolwiek śmieszne. Człowiek piszący jest odpowiedzialny za swoje słowa – gdzie by ich nie opublikował.

    A tytuł posta wcale nie sugeruje czyjejkolwiek prywatnej opinii – kojarzy się raczej z eksperckim tonem, więc tym gorzej.

    Polubienie

    1. Jestem odpowiedzialna za moje słowa i są one samą prawdą. Jest napisane dokładnie, że opisuje swoją wizytę i każdy kto to czyta jest tego świadom, co za tym idzie sam ocenia – nikogo nie zmuszam do zgadzania się ze mną, ale ja swojego zdania nie zmienię.
      Co do tego, że coś „ma prawo nie działać w pełni sprawnie” nie zgodzę się z tym.
      Koty to żywe istoty i nie można pozwolić sobie na takie testy/naukę na nich. Trzeba być odpowiedzialnym za swoje przedsięwzięcia, a przede wszystkim za każde stworzenie które jest od nas zależne.
      Nie zgodzę się także ze stwierdzeniem, że „napędzać szkodliwą machinę hejtu” – nigdzie nie zachęcałam do niczego takiego.
      Wielu kociarzy pisało już wcześniej na wewnętrznych grupach o zwracamiu uwagi obsłudze – nic to nie dało, zatem wyraziłam swoją opinię aby poszła dalej. Mam nadzieję, że ona coś zmieni.

      Polubienie

  33. A. pisze:

    ,,Ludzie w naszej sali zachowywali się w miarę kulturalnie, nie nagabywali kotów, czekali aż one same do nich przyjdą, do czasu… Do czasu aż weszła na oko około 8 letnia dziewczynka. Na początku obudziła jednego kota, w międzyczasie 2 uciekły z okna, ten jednak był wytrwały i dawał się głaskać – momentami nazbyt energicznie, po czym dziewczynka zaczęła mieć do niego pretensje „Dlaczego nie mruczysz?” i przerzuciła się na wręcz szarpanie kota, który spał – kiciuś ten odkąd weszliśmy nie wyglądał mi na szczęśliwego, leżał schowany za innymi kotami i kwiatkiem. Reakcja rodziców? Żadna. Reakcja personelu? Zerowa.” Reakcja Pani Orzechowskiej? Brak.

    Polubienie

      1. A. pisze:

        Jakoś w tekście Pani tego nie napisała. Dopiero, gdy ludzie zaczęli zwracać na to uwagę, Pani ,,dorabia” sobie fakty.

        Polubienie

      2. Nie dorabiam sobie faktów, tylko w tekście była mowa o kawiarni, a nie o mnie. Gdybym napisała to w tekście, że zareagowałam to polałaby się fala hejtu, że podkreślam że tylko ja zareagowałam. A tekst nie o mnie i nie o tym.

        Polubienie

  34. Lukrecja pisze:

    Po raz pierwszy zjawiłam się w Kociarni dzień po otwarciu, czyli 26.06. Bardzo cieszyłam się na wieść, że takie miejsce pojawi się w pobliskim mieście, ponieważ nie mam warunków do posiadania zwierzęcia w domu, a chętnie np. poczytałabym książkę w towarzystwie kotów (już samo ich oglądanie sprawia mi frajdę – moja siostra ma dwa i uwielbiam patrzeć, jak coś razem knują czy po prostu się bawią). Rezerwacji dokonałam na godzinę 12.30 i teraz wiem, że był to największy błąd w całej wyprawie.
    Miejsce miałam na antresoli, gdyż wszystkie inne były zajęte, gdy robiłam rezerwację. Salka jest dosyć mała, ciemna, na balkonie stoi jeden fotel, stolik, wokół leży sporo poduszek i bodajże dwa legowiska dla kotów. Gdy z koleżanką już jakoś wygramoliłyśmy się po schodkach i odebrałyśmy zamówienie, zauważyłyśmy, że w koszyku spały dwa przytulone koty. Nie ruszałyśmy ich, wyglądały uroczo, dlatego po cichu cyknęłyśmy im zdjęcie – oczywiście bez flesza – i zajęłyśmy się swoją herbatą. Kilka chwil później przyszedł trzeci kot. Wygodnie ułożył się na fotelu, chwilę obserwował otoczenie, a gdy go pogłaskałam, przymknął oczy i także zasnął. Dałam mu spokój. Później dołączyła do nas na antresoli jakaś para, która także nie miała w zamiarze bez potrzeby zajmować kotów. Sama ich obecność była najwyraźniej wystarczająca – gdy będą chciały, to same przyjdą.
    Tak przetrwaliśmy piętnaście minut w spokoju. Koszmar zaczął się, gdy po schodach wgramoliło się pierwsze dziecko – ubrane odświętnie, najwyraźniej wracające z zakończenia roku szkolnego, więc co najmniej sześcio-siedmioletnie. Wiedziało, że nie należy kotów wyciągać z koszyka, ale nie przeszkadzało mu to w ciągłym głaskaniu i wrzucaniu zabawek do środka. Po chwili tuż obok mnie kucało chyba sześcioro dzieci. Były dosyć głośno, tłoczyły się. Pomijając już fakt, że mi (jako osobie, która przyszła do lokalu, by spokojnie spędzić czas ze znajomą) tyle osób stłoczonych na niewielkiej powierzchni po prostu przeszkadzało, to koty były naprawdę niepocieszone. W końcu zwróciłam jakiemuś chłopcu uwagę, żeby zostawił futrzaka śpiącego na fotelu, dał mu odpocząć. Później już nikt nie dotykał wytarmoszonego zwierzęcia, przynajmniej dopóki siedziałam w Kociarni.
    Kilka chwil później para (z którą dzieliłam antresolę, jak już wcześniej wspomniałam) także zwróciła uwagę, ale tym razem wszystkim dzieciom. Wywalczyła dla kotków piętnaście minut spokoju, mówiąc, że na razie trzeba dać im trochę czasu na regenerację sił.
    W tym czasie wbiegł do nas czwarty kot, zresztą poganiany przez jakąś dziewczynkę. Ułożył się na wolnym legowisku, widać zadowolony, że ma gdzie odetchnąć.
    Przerwa skończyła się, gdy na antresolę przyszły dwie mamy ze swoimi obrażonymi pociechami. Nasuwały mi się na myśl dwie rzeczy – wszcząć dyskusję pod tytułem „Dlaczego nie powinno wchodzić bezczelnie ludziom na zarezerwowane miejsca i w dodatku męczyć zwierząt?” lub opuścić lokal. Wybrałam drugą opcję, gdyż wolałam nie robić pretensji sporo starszym ode mnie osobom, którym powinnam okazać szacunek, poza tym byłam już bardzo zmęczona nieprzygotowanymi do obcowania z kotami, odstawionymi byle dalej od rodziców i zostawionymi bez nadzoru – proszę wybaczyć określenie – bachorami. Nie mam nic przeciwko dzieciom, ale tym, które umieją się zachować lub są pod kontrolą rodziców, bo przecież nie zawsze jeszcze wiedzą, co wolno robić, a czego nie. Jeśli już się zabiera latorośl w takie miejsce, to na pewno trzeba ją cały czas mieć na oku!
    Postanowiłam jednak dać kawiarni drugą szansę i tym razem wybrałam salkę bez rezerwacji. Ludzi nie było dużo, koty robiły, co im się żywnie podobało. Nikt ich na siłę nie głaskał, nie zabawiał, nie ściągał z legowisk. Gdy przychodziły, spotykały życzliwe ręce gotowe do pogłaskania i pełne zabawek. Wciąż jednak nie sądzę, żeby taki natłok ludzi był dla nich dobry…
    Skoro skończyłam już o wrażeniach, podsumuję: za duży zgiełk, za mało porządku, rozsądnego postępowania, zbyt nieśmiali w uwagi wolontariusze. Pomysł sam w sobie bardzo atrakcyjny dla osób, które nie mogą mieć kotów z różnych powodów i pragną zwyczajnie posiedzieć w ich towarzystwie, za to zupełnie nietrafiony ze względu na stres dla zwierząt.
    Tyle ode mnie. Być może gdy szał na tę kawiarnię ustąpi rutynie i będzie tam przychodzić mniej osób, odwiedzę ją ponownie. Być może nie.

    Polubienie

  35. Pod wieloma względami zgadzam się z Autorką posta. Natomiast daję tej knajpce szansę i uważam że przedsięwzięcie nie jest złe. Koty które tam przebywają raczej akceptują warunki w których się znajdują a mogły wcześniej być w o wiele gorszych. Natomiast temat rozwydrzonych i puszczonych samopas dzieci i ich rodziców jest nie do przyjęcia. Uważam że wstęp z małymi dziećmi nie powinien być dozwolony. Jakaś znana firma handlowa też ma taki przepis. Jako doświadczony kociarz od ponad 20 lat nigdy nie zgodzę się z wypuszczaniem zwierzaka samopas ( wyjątek jakieś odludzie bez ulic jak pisała tu jakaś komentatorka) co do karm też racja,śmieciowe jedzenie prowadzi do wielu schorzeń. Poza tym cała ta zacietrzewiona dyskusja uzmysławia mi że wszyscy nie do końca pojmujemy naturę ( kocią i w ogóle) a nasza ingerencja w nią powoduje różne skutki. Jeśli udomowiliśmy Kota, karmimy go, leczymy, to nie jest on już dziką naturą ale w pełni od nas zależną i to my jesteśmy za jego życie i bezpieczeństwo odpowiedzialni.

    Polubienie

  36. Visala pisze:

    To nie z kawiarnią jest problem, a ze świętymi krowami rodzicami, którzy nie potrafią (nie chce im się?) edukować swoich dzieci, a także z dorosłymi już ludźmi, których wcześniej odpowiednio nie wyedukowano odnośnie do postępowania ze zwierzętami… Przydałoby się, żeby obsługa aktywniej w tej sprawie działała, ale najpewniej kończyć się to będzie świętym oburzeniem rodziców dzieci. Dlatego zrobiłabym ograniczenie wiekowe wstępu do kawiarni. Sam pomysł kawiarni nie jest zły, problem jak zawsze z ludźmi, ech 😦

    Polubienie

  37. Cracov pisze:

    Zacznijmy od tego, że 229 pięciogwiazdkowych opinii na fb kawiarni to w większości opinie ludzi, którzy wspierali pomysł w trakcie zbierania funduszy. Nie tyczą się więc samego miejsca a raczej idei. Osobiście byłam tam w zeszłym miesiącu i pozostawiłam negatywną opinię i tym samym zostałam za nią skrytykowana – chociaż większość osób nie zrozumiało tego co napisałam. Liczyłam, że sama właścicielka odniesie się do moich słów, ale tak jednak się nie stało – a powinno.
    Uważam, że miejscówka powinna posiadać ogród albo chociaż wybieg dla kotów. To stosunkowo mały metraż więc większa ilość kotów źle by się tam czuła. Trzeba jednak pamiętać, że ludzie myśląc o kociej kawiarni spodziewają się tam kilkunastu kociaków i każdy z nich chciałby posiadać jakąś interakcje z kotem. To, że kot to nie pies i nie podejdzie jak nie ma ochoty, to już inna sprawa. Ja osobiście naoglądałam się kocich kawiarni w Anglii czy Japonii i szczerze rozczarowała mnie to miejsce. Pierwsza sala jest fatalnie zaaranżowana, klienci czują się tam niezręcznie. Druga jest lepsza pod względem układu i intymności. Wolontariusze to nieporozumienie – są w zasadzie kelnerami i nie zwracają uwagi na to co robią goście. Ale skoro są tam za darmo….
    To miejsce powinno być po prostu kawiarnią z kotami, a nie kocią kawiarnią.

    Polubienie

Dodaj komentarz